Strony
▼
Wysocki - Młynarski - Ballada o dzieciństwie
Баллада о детстве
Ballada o dzieciństwie
Włodzimierz Wysocki - Wojciech Młynarski
👉TUTAJ w przekładzie Romana Kołakowskiego
Czas poczęcia nie bardzo pamiętam
Mam w tym względzie w pamięci luk sporo
Wiem, że nocą mnie czarną poczęto
I przyszedłem na świat w samą porę
Pierwszy wyrok był lekki i gładki
Równe dziewięć - miesięcy, nie lat
Odsiedziałem więc go w łonie matki
I wyszedłem na biały, na świat
Dziękuję Świętym Pańskim, że
Plunęli i dmuchnęli wraz
By rodziciele moi mnie
Poczęli właśnie w tamten czas
W ten czas pogodny, cichy tak
Dziś prawie legendarny, gdy
Wyroki wieloletnie w świat
Długimi etapami szły
A brano ich w poczęcia czas
I wcześniej często brano ich
Lecz przecież żyje, jest wśród nas
Kompania równych kumpli mych
Dalej niechaj myśl w słowo się zmienia
Jam na wolność, raczkując niezgrabnie
Pierwszy raz wyszedł w myśl zarządzenia
Z trzydziestego ósmego dokładnie
Żebym wiedział czyj pomysł mnie drański
Tak przetrzymał - w łeb radbym go bić
Ale w końcu na Pierwszej Mieszczańskiej
Świat ujrzałem by przeżyć i żyć
Mej izby ściankę w oczach mam
Ścianeczkę cienką, że aż strach
Sąsiedzi się z wódeczką tam
Po całych zabawiali i dniach
I równał wszystkich w tamte dni
Korytarzowy system nasz
Trzydzieści osiem było izb
I na to wszystko jeden sracz
Nie grzała kurtka, ani gaz
Przenikał mróz na wskroś, do łez
Tam zrozumiałem pierwszy raz
Po czemu kopiejeczka jest
Matka jęła brać przykład z sąsiadek
Kpiła sobie z lotniczych alarmów
Kpiłem z nią, wyrośnięty trzylatek
W stary dzban nabierając piach czarny
Ot, nie wszystko co z nieba od Boga
Mówił człowiek i nie bał się bomb
Nieraz dzban mój i dłoń dopomogła
Ludziom, którzy gasili swój dom
Świeciło słonko z góry na sąsiadów, co lubili mnie
Jewdokima Kiryłycza i Kisię Moisiejewnę
Ona Żydówka, pyta: Mów, co o synach swoich wiesz?
Przepadli Kiśka, wieści brak, a ciebie ukrzywdzili też
Bo synów twych z więziennych bram
Nim puszczą - zruszczą w parę lat
Bez winy twoi siedzą tam
A mych bez wieści ukrył świat
Porzuciłem pieluchy i smoczek
I na świat spoglądałem zdumiony
Przezywali mnie tam „niedonosek”
Chociaż byłem jak trza donoszony
Rwałem papier, co szyby maskował
Jeńców pędzą, więc o co ten krzyk
Wracać jęli do domów ojcowie
Ci do swoich, a ci nie do swych
Już u cioci, a Zina bluzkę ma
W japoński malowaną wzór
A ojciec Wowki rzucił na
Podłogę cały fantów wór
Z Japonii to, a z Niemiec śmo
Zdobyczne wszystko, w to nam graj
Kraj pełnych waliz nastał w krąg
Bajeczny, cytrusowy kraj
Na stacji ojciec mi do rąk
Pagony do zabawy dał
Z ewakuacji biegiem w krąg
Cywilów tłum do domu gnał
Rozejrzeli się, rozkrochmalili,
Wódkę pili, trzeźwieli, płakali
A najbardziej ci, co doczekali
Razem z tymi, co nie doczekali
Ojciec Witka rył metro co rano
Gdy go pytał ktoś - po co? Aż bladł
Korytarze - rzekł - kończą się ścianą
A tunele wychodzą na świat
A Witek mądrych ojca rad
Nie słuchał, tylko śmiał się w głos
Dlatego z domowego wpadł
W więzienny korytarzyk wprost
Do końca przewędrował go
I jeśli ciut się na tym znam
Spryt lisi mu nie pomógł, bo
Pod ścianką także skończył tam
Ojcowie mieli rozum swój
A co się tyczy nas, no cóż
Myślenie nasze miało krój
Zupełnie samodzielny już
Handlowało się w krąg czym się dało
W tamte czasy dalekie i znojne
W suterenach, piwnicach dzień cały
Małe dzieci bawiły się w wojnę
I niejeden się trząsł jak osika
A kto śmiałek, miał gorzej niż tchórz
Ale zawsze się znalazł ryzykant
Który pilnik przerobił na nóż
Nóż taki widział sporo płuc
Od nikotyny czarnych aż
Gdy serce się przestaje tłuc
I bladość przyozdabia twarz
Trójbarwny trzonek miał ów nóż
Szczęśliwy, kto go w dłoni czuł
Niemieccy jeńcy to go już
Dawali nam za chleba pół
Aż grać przestali w fanty, czy
W pikuty, w «siała baba mak»
I poszli precz romantycy
Z podwórek na złodziejski szlak
Były czasy i były piwnice
Ceny rosły, a potem spadały
Wytyczano jak trzeba ulice
I gdzie trzeba wpadały kanały
Dzieci byłych żołnierzy połączył
Los jednaki i prosty jak drut
Gdy korytarz się ścianą nie kończył
Wiódł, gdzie wieczna zmarzlina i lód
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz