Пой же, пой. На проклятой гитаре...
Adam Pomorski
Grajże, graj. Po gitarze przeklętej
W półkolistym palce mkną ruchu.
Raz zadusić by się tym mętem,
Mój ostatni, jedyny druhu.
Nie patrz się na jej bransolety
I ramiona spływające atłasem.
Chciałem szczęścia od tej kobiety,
Niespodzianie zagładę znalazłem.
Nie wiedziałem, że miłość — zaraza.
Nie wiedziałem, że miłość — dżuma.
Tylko oczy zmrużyła — od razu
W chuliganie rozsądek umarł.
Grajże, druhu. Po wieku długim
Wskrześ nam świtu bujną urodę.
A ta niech się całuje z drugim,
Ścierwo takie, piękne i młode.
Ach, poczekaj. Ja jej nie ubliżę.
Ach, poczekaj.
Ja nie przeklnę jej słowem.
Daj, o sobie ci zagram — najniżej,
Na tej jednej strunie basowej.
Z dni kopuły różowość spływa.
Złote sny noszę w sercu-torbie.
Wielem dziewczyn już obmacywał,
Wielem ściskał po kątach kobiet.
Tak! jest gorzka tej ziemi prawda,
Podpatrzyłem chłopięcym okiem:
Po kolei psy z dawien dawna
Liżą sukę cieknącą sokiem.
No i czegóż bym takiej zazdrościł,
No i czegóż łzami bym kropił.
Życie nasze — wyro i pościel.
Życie nasze — pocałunek i w topiel.
Grajże, graj! W tym tragicznym dymie
Rozmach ręki w tragiczną godzinę.
Tylko wiesz, co ci powiem? Chuj z nimi.
Ja tam nigdy, bracie, nie zginę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz