Wojciech Młynarski, Piotr Machalica
Ballada o dwóch koniach
Ech, ubawi Was ogromnie
W parę chwil balladka ta:
Raz w zaprzęgu szły dwa konie,
Szły w zaprzęgu konie dwa.
Pierwszy był to koń posłuszny,
Który w galop, cwał czy trucht
Pięknie ruszał, grzecznie ruszał
Na najmniejszy bata ruch.
Za to drugi koń był hardy,
Nieposłuszny, pędziwiatr,
W biegu szybki, w pysku twardy,
Furda lejce, furda bat!
Zaś gdy chodzi o woźnicę,
Co na koźle z batem tkwił,
Bardzo on to kierownicze
Stanowisko lubił był.
Ten woźnica dnia każdego
Myślał, mrużąc ślepia złe:
Skarcę konia niegrzecznego,
Gotów jeszcze kopnąć mnie!
Lecz coś przecież począć muszę
Albo z kozła ruszać precz,
Autorytet się mnie kruszy,
Autorytet ważna rzecz...
Po czym w stajni, już przy żłobie
Ten woźnica bat swój brał,
Brał go tęgo w dłonie obie
I... grzecznego konia prał...
A do niegrzecznego mawiał,
Strojąc głos na srogi ton:
Jak się będziesz, draniu, stawiał,
To zarobisz tak jak on!
Z tej balladki smakowitej
Niech popłynie morał w świat:
Gdy mieć pragnie autorytet
Tchórz, co w ręku trzyma bat.
Kto się stawia, ten ma z tego
Mimo wszystko jakiś zysk,
A kto słucha i ulega,
Ten najpierwszy bierze w pysk...
1986
Świetna ballada.
OdpowiedzUsuń