Justyna Szafran
Miasteczko cud
Agnieszka Osiecka
Zielony księżyc w niebie stał
Pijany skrzypek walca grał
I wtedy on zobaczył ją
I sobie to do serca wziął
Co ona była, byle kto
Czerwone buty, w sercu pstro
Lecz on nie zaznał odtąd snu
A ona tak szeptała mu
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie
Ty bardziej praktycznie do mnie mów
Bo chwilowo to jesteś jak ta dziura w bucie
Że szkoda dla ciebie mi słów
Ty nie myśl, że dasz mi abonament na szczęście
Że skruszysz ciała mego lód
Ja nie mam ochoty do tego zamęścia
No chyba, że zdarzy się cud
W miasteczku każdy wiedział, że
On mógłby dostać takie dwie
A ten co wcześniej chodził z nią
To tylko śmiał się, tylko klął
Co ona była, blada tak
I drobna tak jak w polu mak
A on chciał dobrze i miał sklep
I serce dał jak ciepły chleb
Ty nie mów do mnie...
Niedobrze potem było z nią
Do USA ją jeden wziął
I tam nie kochał, tylko bił
I grając w Bingo piwo pił
Co ona była, szara mysz
A z Miastka wciąż nadchodził list
Powracaj, gdy ci szczęścia brak
A ona mu pisała tak
Ty nie mów do mnie...
Aż nadszedł dzień, wróciła tu
I oczy się zaśmiały mu
Wnet ją za żonę sobie wziął
I cały rok się cieszył nią
Co ona była, stara tak
Odeszła więc jak chory ptak
On co dzień chodzi na jej grób
A z ziemi słychać szepty słów
Miasteczko cud
Agnieszka Osiecka
Zielony księżyc w niebie stał
Pijany skrzypek walca grał
I wtedy on zobaczył ją
I sobie to do serca wziął
Co ona była, byle kto
Czerwone buty, w sercu pstro
Lecz on nie zaznał odtąd snu
A ona tak szeptała mu
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie
Ty bardziej praktycznie do mnie mów
Bo chwilowo to jesteś jak ta dziura w bucie
Że szkoda dla ciebie mi słów
Ty nie myśl, że dasz mi abonament na szczęście
Że skruszysz ciała mego lód
Ja nie mam ochoty do tego zamęścia
No chyba, że zdarzy się cud
W miasteczku każdy wiedział, że
On mógłby dostać takie dwie
A ten co wcześniej chodził z nią
To tylko śmiał się, tylko klął
Co ona była, blada tak
I drobna tak jak w polu mak
A on chciał dobrze i miał sklep
I serce dał jak ciepły chleb
Ty nie mów do mnie...
Niedobrze potem było z nią
Do USA ją jeden wziął
I tam nie kochał, tylko bił
I grając w Bingo piwo pił
Co ona była, szara mysz
A z Miastka wciąż nadchodził list
Powracaj, gdy ci szczęścia brak
A ona mu pisała tak
Ty nie mów do mnie...
Aż nadszedł dzień, wróciła tu
I oczy się zaśmiały mu
Wnet ją za żonę sobie wziął
I cały rok się cieszył nią
Co ona była, stara tak
Odeszła więc jak chory ptak
On co dzień chodzi na jej grób
A z ziemi słychać szepty słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz