Maciej Zembaty
Przyjaciół coraz mniej, zamiast włosów szron
I męczę się w miejscach gdzie dawniej grałem wciąż
Miłość pasją jest mą, lecz brakuje mi sił
I tylko Wieży Pieśni dzień za dniem płacić muszę swój czynsz
Tak się urodziłem, tak zrządził ślepy los
Na świat przyszedłem niosąc twój słynny złoty głos
Barczyści aniołowie nie powiedzieli nic
Gdy przykuli mnie w tej wieży aż do końca mych dni
Sąsiad mój, Hank Williams, samotny jest jak pies
I strasznie się męczy grając ten durny jazz
I słyszę jak kaszle całą noc
Nade mną w Wieży Pieśni o dobrych pięter ze sto
Nakłuwaj swą laleczkę szpilkami jeśli chcesz
Jest do mnie niepodobna dlatego jebał to pies
Więc stoję sobie w oknie, tam gdzie promień światła lśni
Kobieta w Wieży Pieśni nic nie zrobi już mi
Powiecie, że zgorzkniałem, a ja po prostu pewność mam
Biednemu wciąż do łóżka, bogatym w kasę pcham
Lecz słyszę, nadchodzi wielki song
I tylko w Wieży Pieśni wszyscy bawią się wciąż
Na drugim brzegu rzeki stoisz już
Szeroki jest tej rzeki, wartki nurt
Ja cię kochałem, tak jak nikt
Runęły wszystkie mosty, jak tu teraz pójść
Ty tyle utraciłaś, i ja też
Lecz nigdy, przenigdy nie stracimy już nic
Nisko kłaniam się, nie wiem kiedy wrócę i czy
Bo wkrótce nas przenoszą do tej wieży w dole szyn
Lecz usłyszysz, usłyszysz o mnie znów
Gdy przez okno w Wieży Pieśni zaśpiewam ci kilka nut
Wyk. Arek Kłusowski, Dariusz Siastacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz