Ten kamień, który w sercu noszę,
pozostaw mi, Panie.
Nie daj by czas
jak lekarz-morderca
spłynął na moje posłanie
i… kamień z serca!
Ocal mnie
od chirurgów zdolnych,
sióstr mądrych,
pierwszej pomocy…
Daj, bym jak konik polny
z bólu dźwięczała wśród nocy.
Tyleś mnie razy wywiódł
z legowisk niekochanych,
że dziś mi, po latach tylu,
nie plaster daj, lecz… kamyk.
Nie pozwól z gorączki tej powstać.
Nie kuruj zapomnieniem.
Chcę czyjąś jeziorną postać
na pustej przechować scenie.
Ten, co mi kamień wsączył
jak wino do krwi pustej,
niczemu nie jest winien.
jest niebem i lustrem.
Nie ratuj mnie, Panie, nie tul,
nie ciągnij na wódkę,
ja już właściwie nie – tu,
zebrałam szmatki… suknie…
Nie daruj mi w raju jabłek
ni w celi papieru i pióra.
Ja ci tak pięknie słabnę
jak popołudnie w biurach.
Ach, lekko kamień mój dźwigać…
Lżej niż po innych – pierścionki.
Z nim umknę wniebowzięta,
jak wniebobiorą skowronki.
Piękny tekst. Bardzo lubię Panią Agnieszkę. To nadzwyczajna osoba, mimo że miała takie mroczne i słoneczne strony, ale taki człowiek powinien mieć.
OdpowiedzUsuń