Wieńczysław Gliński
Ballada o zbóju filantropie
Jeremi Przybora
Żył wielki zbój
Słuchaczu mój
Na zamku tym przed laty
Zbójectwa kwiat
Mu służył rad
I kpił on sobie z kraty
Lecz chociaż z kupców
Zdzierał łup
Poniekąd był to Pierrot
Bo cały łup
dla biednych wdów
przeznaczał
i dla sierot
Do kroćset zbrój
Do kroćset zbrój
Dla sierot ten zbój
Jak wuj
I wreszcie rzecz
Zbójecki miecz
Osiągnął niezwyczajną
Bogatych wdów
I sierot chów
A kupców nędzę skrajną
I wtedy król
By nie miał zbój
Dla kogo już rabować
Rozkazał wdowom
Za mąż wyjść
Sieroty adoptować
Do kroćset kul
Do kroćset kul
Niegłupi był
Z niego król
Rozkazem tym
Powiedziałbym
Osiągnął król niewiele
Bo zbój go zwiódł
Wpadł nocą w gród
I hulał z personelem
Monarchę ściął
A złoto wziął
Królowej posłał po tym
Wraz z kartką co
Wzruszyła ją
„Dla wdowy od sieroty”
Do kroćset krów
Do kroćset krów
Aniołem on był
Dla wdów
Tym czynem szef
Wszak sprawił że w
Złość wpadli nań zbójowie
I powstał bunt
A przecież grunt
Że to był dobry człowiek
Zabili go
Choć byli to
Potulni dotąd chłopi
Stąd morał, że
Przyszłości nie
Ma w żadnej
Filantropii
Stąd morał, że
Przyszłości nie ma
Proszę kochanego pana
W żadnej filantropii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz