Strony

Odcień ciszy - Bogdan Chorążuk

Lena Sotskova

Tadeusz Woźniak
Odcień ciszy

Bogdan Chorążuk

Co to było
Jak się mogło zdarzyć
Skrzypiec obłok wzleciał niezwykle wysoko
A ich włosy - struny wplecione we wiatr
W najcichsze westchnienia
A włosy struny jak noc
Kiedy księżyc jak wieczór w maciejkach

I były tak ogromne, choć takie maleńkie
Że i największe marzenia się na nich mieściły
A kiedy wzruszone biegły leciuśko przez siebie
Przez palce, przez oczy, przez skamieniałe pola
W olśniewających jeziorach
I gdy się rozbiegały do dźwięków srebrnych
Dźwięków niemal żywych
Gdy nisko kołowały złotym od spokoju rojem
To wydawało się pewnym, że musiały być czarodziejskie

A skrzypce miały skrzydła otwarte na zamyślone jeziora
A czasem się podrywały do tak wysokiego lotu
Że widać ich prawie nie było
Tu czasu nie było
A one leciały prosto w tężejące słońce, coraz mniejsze
W strunach ich tyle się siły mieściło
Że umierały najmniejsze westchnienia
Tu czasu nie było
A kiedy niskim obuchem uderzały w uszy, głusi rozwierali ręce
I jaskółki nie kończyły się w locie
Tu czasu nie było...

Bo w strunach ich tyle się płaczu mieściło, że stąd te jeziora
A bo w ich strunach mieszkał i strach i paraliż
Tu czasu nie było
A bo w ich strunach koczowały od świtu do złamania smyczka
Tłumy spragnionych ślepców
A bo ich struny były ciężarne od nadmiaru, czas się tu nie liczył
A przestrzeń pomiędzy nimi I echem była wydrążona
Tu czasu nie było


A bo one drążyły się w powietrzu kanałami przesiąkniętymi butwiejącym sianem
I kiedy natrafiały na ciszę, tak biły bezsilnie strunami, że same się w ciszę zmieniały
Tu czasu nie było
Godziny zaokrąglały się w mgnienie sekundy różowe na brzegu
I czas ich nie rdzawił, tu czasu nie było I nie było przestrzeni
Tu czasu nie było

Lasy podbiegały żywicą, powietrze pękało w spojeniach
I nawet przestrzeni nie było i wszystko było jednakowo ważne
I jednakowo bez znaczenia
Tu czasu nie było

Jestem muzyka rozwieszona na uderzeniach gromów
Czuła na światło i tak spłaszczona, że aż nierzeczywista
I teraz rozumiem świętych pańskich, biedulków spopielanych przez wewnętrzny ogień
I wiem teraz skąd światło się bierze, skąd ogień, skąd kiedyś być może powstałam
I wtedy jestem I wtedy chodzę po lesie, po sobie, drzewom liście głaszczę
Liście, tyle skrzypiec, tyle muzyki zielonej
Liście, tyle skrzypiec, tyle muzyki zielonej
I oto się kamień otwiera
I oto się kamień otwiera

Jestem muzyka rozwieszona na uderzeniach gromów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz