Strony

Szał - Emil Zegadłowicz

Marta de Andres
Piotr Woźniak, Julita Kożuszek - Szał

Emil Zegadłowicz

Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona
Wrzącej w żyłach rozkoszy warem rozogniona
Gdy ręce moje, węże oszalałe żądzą
Po udach twych i brzuchu, ślepe, gniewnie błądzą
Gdy trzewia twe nasienia opryskuje wrzątek
Gdy krzyczę, żeś ty wieczność, koniec i początek!

Gdy wołam: "Daj mi oczy, daj mi twoje oczy!"
Ziemia zrywa praw łańcuch i w bezkres się toczy
Z świstem, łopotem, hukiem Ziemia, klacz chutliwa
Pędzi, a nad nią skier pienistych grzywa
Do grzbietu jej przywarci, przemienieni w jedno
Lecimy w zawierusze gwiazd w bezedno!

W oknie niebieskie niebo - luty, a jakby wiosna
Która może być, wedle rymów, żałosna lub radosna
Pokój jest również niebieski, meble natomiast czarne
Czy ja kiedyś tę magię kolorów zrozumiem, uczuciem ogarnę?

Parzy mnie dno twej tajemnicy, zrasza mnie rosa żywota
Wiem, ty jesteś zniszczeniem tego, co zwie się - tęsknota!
Jeszcze krwią nabrzmiały uścisk, ruch falisty jeden
Żar stopionej komety ze mnie wytryśnie

Na niebie, na czarnym niebie nowe słońce rozbłyśnie
I stanie się światłość, wieczny dzień
Dzień się rodzi szczęśliwy, twoją rozkoszą rozśmiany!
Dzień się rodzi szczęśliwy, twoją poezją żywy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz