Jerzy Jurandot - Trudna gra
Poznałem panią przy zielonym stoliku.
Rzekłem: - Pik. Miałem słabe karty.
- Dwa trefl.
- Odparł pierwszy z przeciwników.
Ty: - Dwa pik.
- Cztery trefl - rzekł ten czwarty.
Pasować chciałem.
Uśmiechnęłaś się do mnie
I - nie wiem czemu - mój spokój nagle znikł.
Obejrzałem swoją kartę nieprzytomnie
I lekkomyślnie powiedziałem:
- Cztery pik!
To była bardzo trudna gra
I trudno było przewidzieć jej przebieg,
Miałaś kartę mocniejszą niż ja,
Ale zabrakło mi „dojścia" do ciebie.
Sześć lew ściągnąłem raz po raz
I potem nagle zrobiło się gorzej:
Tobie został król karo i as,
U mnie renons już był w tym kolorze.
Grać trefle? Absurd. Kiery? Źle.
Już same blotki zostały mi w ręce.
Miałem wszystkie atuty w tej grze,
Lecz, niestety, poza tym nic więcej.
To była bardzo trudna gra,
Ale cóż - ponosiłem sam winę;
To była bardzo trudna gra
I zostałem bez jednej, jedynej.
Znów uśmiechnęłaś się, lecz - ironicznie.
Rzekłaś: - O, to może się zdarzyć.
Spostrzegłem, że się śmiejesz prześlicznie,
Że ci jakoś z uśmiechem... do twarzy.
Spostrzegłem jeszcze, że masz oczy brązowe
I że w tych oczach jest coś... czy ja wiem?
I stało się.
Straciłem, widać, głowę
I lekkomyślnie rzekłem sobie:
- Wielki szlem!
To była bardzo trudna gra
I trudno było przewidzieć jej przebieg,
Znowu byłaś „mocniejsza" niż ja,
Znowu zbrakło mi „dojścia" do ciebie.
Ty miałaś dziewiętnaście lat
I siwy włos mój sam „kontra" mi orzekł,
Ty patrzyłaś różowo na świat,
U mnie renons już był w tym kolorze.
Grać miłość? Absurd. Milczeć? Źle.
Honorów żadnych los nie dał mi w ręce.
Inni mieli atuty w tej grze,
Ja - tę miłość upartą. Nic więcej.
To była bardzo trudna gra,
Ale cóż - ponosiłem sam winę.
To była bardzo trudna gra.
Znów zostałem bez jednej. Jedynej!
Poznałem panią przy zielonym stoliku.
Rzekłem: - Pik. Miałem słabe karty.
- Dwa trefl.
- Odparł pierwszy z przeciwników.
Ty: - Dwa pik.
- Cztery trefl - rzekł ten czwarty.
Pasować chciałem.
Uśmiechnęłaś się do mnie
I - nie wiem czemu - mój spokój nagle znikł.
Obejrzałem swoją kartę nieprzytomnie
I lekkomyślnie powiedziałem:
- Cztery pik!
To była bardzo trudna gra
I trudno było przewidzieć jej przebieg,
Miałaś kartę mocniejszą niż ja,
Ale zabrakło mi „dojścia" do ciebie.
Sześć lew ściągnąłem raz po raz
I potem nagle zrobiło się gorzej:
Tobie został król karo i as,
U mnie renons już był w tym kolorze.
Grać trefle? Absurd. Kiery? Źle.
Już same blotki zostały mi w ręce.
Miałem wszystkie atuty w tej grze,
Lecz, niestety, poza tym nic więcej.
To była bardzo trudna gra,
Ale cóż - ponosiłem sam winę;
To była bardzo trudna gra
I zostałem bez jednej, jedynej.
Znów uśmiechnęłaś się, lecz - ironicznie.
Rzekłaś: - O, to może się zdarzyć.
Spostrzegłem, że się śmiejesz prześlicznie,
Że ci jakoś z uśmiechem... do twarzy.
Spostrzegłem jeszcze, że masz oczy brązowe
I że w tych oczach jest coś... czy ja wiem?
I stało się.
Straciłem, widać, głowę
I lekkomyślnie rzekłem sobie:
- Wielki szlem!
To była bardzo trudna gra
I trudno było przewidzieć jej przebieg,
Znowu byłaś „mocniejsza" niż ja,
Znowu zbrakło mi „dojścia" do ciebie.
Ty miałaś dziewiętnaście lat
I siwy włos mój sam „kontra" mi orzekł,
Ty patrzyłaś różowo na świat,
U mnie renons już był w tym kolorze.
Grać miłość? Absurd. Milczeć? Źle.
Honorów żadnych los nie dał mi w ręce.
Inni mieli atuty w tej grze,
Ja - tę miłość upartą. Nic więcej.
To była bardzo trudna gra,
Ale cóż - ponosiłem sam winę.
To była bardzo trudna gra.
Znów zostałem bez jednej. Jedynej!
Ulubiony i powtarzany wiersz mojego męża...
OdpowiedzUsuń