Agnieszka Osiecka - Księżyc
Dziwne się rzeczy dzieją
na plaży w Juracie,
kiedy zapada noc.
Nikomu nie chce się spać.
Nawet poeci maryniści
robią się nie tak mgliści
i razem z mewami
ćwiczą marszowy krok,
co godzinę zmieniając warty.
A jeden pan to się schował
w przewróconym koszu
i dopiero go te panie
z hotelu „Bryza” odkryły
i było z czego się śmiać...
Dziś fala osłabła,
czasem tylko słychać lekkie pacnięcie,
jakby Bóg zrzucił nagle kalosz z nieba
chlap, ot i tyle...
...Za nami zaś przybył księżyc...
Wytoczył się nagle zza lasu ten bestia
i przykucnął tuż obok nas
wypukły jak głowa olbrzymiego buldoga
i świecący jak chiński lampion.
Rozsiadł się niczym Budda
i podsłuchiwał godnie nad wyraz,
my zaś, w koszu numer 53
piliśmy bułgarskie wino
i mało kłamiąc,
gwarzyliśmy...
Nieopodal samotne okularnice
tkwiły w wiklinowych pudełkach,
czekając na swoją kolejkę do szczęścia...
Księżyc tej nocy nie wrócił do nieba,
nie dźwignął swego złocistego cielska,
i, nieodpowiedzialnie,
pozostawił ogłupiałe gwiazdy
swemu losowi.
Widziałam, jak do późna
kulał się po plaży,
goniąc wiejskie psy
i śmiesząc do łez,
bo ja...
bo ty...,
zresztą Ciebie już wtedy nie było.
Dziwne się rzeczy dzieją
na plaży w Juracie,
kiedy zapada noc.
Nikomu nie chce się spać.
Nawet poeci maryniści
robią się nie tak mgliści
i razem z mewami
ćwiczą marszowy krok,
co godzinę zmieniając warty.
A jeden pan to się schował
w przewróconym koszu
i dopiero go te panie
z hotelu „Bryza” odkryły
i było z czego się śmiać...
Dziś fala osłabła,
czasem tylko słychać lekkie pacnięcie,
jakby Bóg zrzucił nagle kalosz z nieba
chlap, ot i tyle...
...Za nami zaś przybył księżyc...
Wytoczył się nagle zza lasu ten bestia
i przykucnął tuż obok nas
wypukły jak głowa olbrzymiego buldoga
i świecący jak chiński lampion.
Rozsiadł się niczym Budda
i podsłuchiwał godnie nad wyraz,
my zaś, w koszu numer 53
piliśmy bułgarskie wino
i mało kłamiąc,
gwarzyliśmy...
Nieopodal samotne okularnice
tkwiły w wiklinowych pudełkach,
czekając na swoją kolejkę do szczęścia...
Księżyc tej nocy nie wrócił do nieba,
nie dźwignął swego złocistego cielska,
i, nieodpowiedzialnie,
pozostawił ogłupiałe gwiazdy
swemu losowi.
Widziałam, jak do późna
kulał się po plaży,
goniąc wiejskie psy
i śmiesząc do łez,
bo ja...
bo ty...,
zresztą Ciebie już wtedy nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz