Andrzej Sikorowski
Za oknem dni szarych miarowy pochód
na niebie tłum cały fałszywych bogów
a wokół niezmienny przyjaciół krąg
i dotyk ich zimnych o strachu rąk
więc kropla za kroplą sączy się złość
przyjaźni mam już dość
I dosyć mam żalów w mankiety wylanych
i tylu bankietów z okazji wydanych
toastów za przyszłość i za to co jest
przypomnień, że było, że było nam fest
niech dom znaczy dom wreszcie a gość to gość
bankietów wreszcie dość
I ludzi tych średnich co wiedzą jak trwać
co życia receptę przybili na drzwiach
co mają kałduny wypchane i trzos
co mówią nie zawsze proszeni o głos
śnią czasem o zmianach, schowani pod koc
o jakże, jakże mam ich dość
Piosenek też dosyć o maju i bzach
śpiewanek lirycznie skąpanych we łzach
bezpiecznych rozmyślań o chmurach co mkną
wszak w sprawy pogody nie miesza się rząd
niech zwykła obelgą obrzuci nas ktoś
piosenek wreszcie dość
Za oknem dni szarych miarowy pochód
na niebie tłum cały fałszywych bogów
a wokół niezmienny przyjaciół krąg
i dotyk ich zimnych o strachu rąk
więc kropla za kroplą sączy się złość
przyjaźni mam już dość
I dosyć mam żalów w mankiety wylanych
i tylu bankietów z okazji wydanych
toastów za przyszłość i za to co jest
przypomnień, że było, że było nam fest
niech dom znaczy dom wreszcie a gość to gość
bankietów wreszcie dość
I ludzi tych średnich co wiedzą jak trwać
co życia receptę przybili na drzwiach
co mają kałduny wypchane i trzos
co mówią nie zawsze proszeni o głos
śnią czasem o zmianach, schowani pod koc
o jakże, jakże mam ich dość
Piosenek też dosyć o maju i bzach
śpiewanek lirycznie skąpanych we łzach
bezpiecznych rozmyślań o chmurach co mkną
wszak w sprawy pogody nie miesza się rząd
niech zwykła obelgą obrzuci nas ktoś
piosenek wreszcie dość
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz