Spacer - Jonasz Kofta

Irene Sheri
Jonasz Kofta - Spacer

Widzę cię
Dziewczyno
Ty mnie nie
Zobaczyłem cię od razu w tłumie
Może jednak coś przeczuwasz
Kto to wie?
Bo wyglądasz najładniej, jak umiesz
Może wstać
I podejść?
Ale nie
Co tu zrobi podrywacz amator
Niech zostanie między nami
Tak, jak jest
Moja piękna w sukience jak lato
Zaraz mi znikniesz
Oddalasz się
Każdy twój krok jest wyrokiem
Pobiec za tobą?
Po co? I gdzie?
Ja odprowadzę cię wzrokiem

Zaraz mi znikniesz
Odchodzisz w głąb
Jesteś już dla mnie obłokiem
Jedno, co mogę uczynić, to
To odprowadzić cię wzrokiem
Znowu ty
Dziewczyno
Znowu ty
Nieświadomie bawisz się w nadzieję
I tak zaraz cię zagarnie
Falą tłum
Żebyś chociaż wiedziała, że istnieję
Może wstać
I podejść?
Potem co?
Idiotycznie spytać o godzinę
A co dalej?
Biała plama
Samo dno
Do wszystkiego trzeba mieć rutynę

Wracasz tu
Dziewczyno
Jeszcze raz
Długo każe ci tu czekać na siebie
Ja to byłbym punktualny
Ale ja...
Przecież o tym wszystkim ty nic nie wiesz
Idziesz tu
Dziewczyno
Do mnie ty!
Słucham panią... Tak, tak... Służę...
Jest godzina siedemnasta minut trzy
Albo cztery... Albo jeszcze dłużej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz