Na jednej z półek mojej grającej szafy wspomnień zgromadziłam utwory szczególnie bliskie memu sercu, opisujące świat, którego nie dane mi było poznać, bo zginął bezpowrotnie w najstraszliwszej zawierusze XX wieku - świat żydowskich miasteczek Europy Wschodniej - sztetl, штетл, shtetl.
Nie masz już, nie masz w Polsce
Żydowskich miasteczek
W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy
I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bóżnicy.
Znikły resztki ostatnie, żydowskie łachmany,
Krew piaskiem przysypano, ślady uprzątnięto
I wapnem sinym czysto wybielono ściany
Jak po zarazie jakiejś lub na wielkie święto.
Błyszczy tu księżyc jeden, chłodny, blady, obcy,
Już za miastem na szosie, gdy noc się rozpala,
Krewni moi żydowscy, poetyczni chłopcy,
Nie odnajdą dwu złotych księżyców Chagalla.
Te księżyce nad inną już chodzą planetą,
Odfrunęły spłoszone milczeniem ponurym.
Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą,
Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem.
Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni
Gdzie starzy żydzi w sadach pod cieniem czereśni
Opłakiwali święte mury Jeruzalem.
Nie ma już tych miasteczek, przeminęły cieniem,
I cień ten kłaść się będzie między nasze słowa,
Nim się zbliżą bratersko i złączą od nowa
Dwa narody karmione stuleci cierpieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz