Ewa Błaszczyk
Ja nie odchodzę kiedy trzeba
Ja nie odchodzę kiedy trzeba,
choć nie wołają dawno mnie już.
To na wieszaku w przedpokoju,
wisi pomięty mój kapelusz.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
Że nie odchodzę kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę kiedy warto,
I gram tą samą zgraną kartą,
jak smutny wariat albo łotr.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej.
Że nie odchodzę kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę kiedy trzeba,
choć chcę ci swój wyrazić żal.
Choć wyciągacie kromkę chleba,
nie pora wracać już na bal.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej.
Że nie odchodzę kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę i noc nie śpi
Choć szum nadziei dawno zasnął
I pociemniałe z niekochania
Przecudne oczy moje gasną
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej.
Że nie odchodzę kiedy trzeba,
na twoje szczęście.
Ja nie odchodzę, kiedy trzeba,
choć mnie wołają dawno już,
to na wieszaku w przedpokoju
wisi pomięty mój kapelusz.
To ja się włóczę pod oknami,
choć na firance cienie dwa.
Wy byście już odeszli sami,
i pan by odszedł... Lecz nie ja.
Ja nie odchodzę, kiedy trzeba,
spod zatrzaśniętych raju bram,
na wielkie szczęścia, wielkie nieba
ja czekam, czekam, czekam tam...
Popatrz, popatrz, popatrz
uważniej na mnie,
popatrz, popatrz, popatrz
poważniej, ładniej,
mniej opowiadaj
i mniej się śmiej –
miłość w opiece miej.
Ja nie odchodzę, kiedy warto,
zna mnie przydrożny czarny kot,
gram wciąż tą samą zgraną kartą,
jak smutny wariat albo łotr.
Gdy w twoim chłodzie się wygrzewam,
to jedno myślę coraz częściej,
że nie odchodzę, kiedy trzeba
na twoje szczęście – twoje szczęście.
Ja nie odchodzę, kiedy trzeba,
choć chcecie swój wyrazić żal,
choć wyciągacie kromkę chleba,
mnie pora wracać już na bal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz