Dobry fach - Bronisław Brok

Chór Czejanda - Dobry fach

Bronisław Brok

W naszym fachu, w naszym fachu
Jest roboty, że aż strach
O robotę nie ma strachu
Kiedy ma się dobry fach

I z fantazji i z rozmachu
Tak jak żaden inny fach
Od naszego fachu, brachu
Nic lepszego nawet w snach

Bo szkoda gadać, fach jak masz
Uznanie masz, pozycję masz
No i ludziom z siebie korzyść dasz
I zyskasz na tym sam

A bicie norm w powszednie dnie
To bicie serc w świąteczne dnie
A dziewczyna cię fachowcem zwie
Realny widzi plan

Co znaczy dobry fach

O robotę nie ma strachu
Jest roboty, że aż strach
I z fantazji i z rozmachu
Tak jak żaden inny fach

W naszym fachu, w naszym fachu
Nic lepszego nawet w snach
Krótko mówiąc, widzisz brachu
W naszym fachu to jest tak

Mój młodszy brat w ślusarce spec
Mój starszy brat, przodownik szewc
Mojej żony brata bliźniak brat
To mistrz montażu aut

Mój stryj, buchalter w PSS
Stryjenka inżynierem jest
No a majstrem przy budowie dróg
Ciotecznej babci wnuk

Co znaczy dobry fach

O robotę nie ma strachu
Jest roboty, że aż strach
I z fantazji i z rozmachu
Tak jak żaden inny fach

W naszym fachu, w naszym fachu
Nic lepszego nawet w snach
Byle w dobrym swoim fachu
Dobrze znać swój dobry fach

Dziewczęta z Fabloku - Jan Gałkowski


Chór Czejanda
Dziewczęta z Fabloku

Jan Gałkowski

Fablok to maszyny i ludzie
Co w codziennym swym trudzie
Nowy budują ład
W halach przy maszynach dziewczęta
Żeby o nich pamiętać
Śpiewa tę piosnkę Polska cała

Hej, lokomotywa
Cały kraj was, dziewczęta, podziwia
Dzięki wam z wszystkich stron
Nasze pociągi mkną
Wioząc po torach miliony ton

Hej, ten wasz parowóz
Ilu ludzi do celu już dowiózł
Mknąc przez góry i rzeki
Od Berlina po Pekin
Czy to nie jest do dumy powód

Murarz nowe miasta nam wznosi
Rolnik kombajnem kosi
W hutach topi się stal
Fablok tętni rytmem roboty
Kilka znów lokomotyw
Ruszy w drogę z melodią taką...

Piosenka włókniarki

Helena Olszewska i Chór Czejanda
Piosenka włókniarki

Jadwiga Dumnicka

Czy to nitka się snuje
Czy też promyk mnie szuka
Czy to puka czółenko
Czy też serce tak puka

Co tak nitki się snują
Lecz w nich słońca są zwoje
To czółenko tak puka
Lecz w nim serce jest moje

Więc kiedy wspomnisz mnie
Obojętne skąd jesteś i gdzie
W ogromnym mieście
W dalekiej wsi
Za moje serce daj serce mi...

Czy to zieleń z tkaniny
Czy to śmieje się wiosna
Czy ja nitki zakładam
Czy uśmiechy na krosna

To zielone tkaniny
Lecz w nich wiosny są listki
To zwyczajne niteczki
Lecz w nich radość jest wszystkim...

Walczyk murarski


Chór Czejanda
Walczyk murarski

Kazimierz Wajda

Dziś do was nowa piosenka płynie
I tętni życiem nowych lat
Spojrzy wesoło w oczy dziewczynie
I z murarzami za pan brat

Wdrapie się z nimi na rusztowania
Od fundamentów, aż po dach
I pracowita już od świtania
Wymiesza wapno, cement i piach

Wszędzie wywoła uśmiech na twarzy
Z uśmiechem zawsze pracować lżej
Bo to piosenka naszych murarzy
Murarskie serce bije w niej

Były różne piosenki o miłości i maju
I o kwiatach, i gwiazdach, i łzach
I o wiośnie, i zimie, i o piekle, i raju
I o morzach, i górach, i snach

Żyły krótko i przeszły jakby nigdy nie były
Nawet wspomnień zerwała się nić
Bo w piosenkach tych nigdy żywe serca nie biły
A bez serca nie może nic żyć....

Prześliczna recepcjonistka - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Prześliczna recepcjonistka


Choć różnych dam bez liku
Dość blisko już znam
Wciąż do hoteliku
Gnam, bo tam
Tuż obok kierownika
Strojnego we frak
Zasiada przejęta swą rolą tak

Prześliczna re-rece
Recepcjonistka la-la-la
Prześliczna re-rece
Recepcjonistka
Jej oczy lśnią la-la-la-la
Jej usta drżą la-la-la-la
Gdy dłonią swą la-la-la-la
Klawisz naciska

Nad biurkiem się pochyla
Skupiona tuż, tuż
Bo oto ta chwila
Przyszła już
Gdy srogi pan kierownik
Da dłonią jej znak
A ona natchniona napisze tak...

Prześliczna re-rece
Recepcjonistka la-la-la
Ech, porwać ją i wio
Na koniec świata
Niech oczy lśnią la-la-la-la
Niech serca drżą la-la-la-la
Niech wiosna w krąg la-la-la-la
Szaleje w kwiatach

A ona będzie przy mnie
Gdzie ona - tam ja
Dyrekcja hoteli
Nie będzie zła
Że inny pan kierownik
Dał dłonią jej znak
A serca złączone już śpiewały tak...

Ballada o przyszłości chirurgii - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski

Ballada o przyszłości chirurgii


Profesorowi Wojciechowi Noszczykowi


Zamiast wątpliwych sensacji wiru
Niech widz prawdziwej sensacji liźnie
Oto, co wyznał mi pewien chirurg
Już w posttotalitarnej ojczyźnie
Wpadł do mnie facet o wczesnej porze
Miał jasne oko, miłą prezencję
I szepnął cicho, panie doktorze
Proszę mnie wyciąć inteligencję
Ja odbąknąłem cicho - a ma pan
Owszem doktorze, mam dosyć sporą
I przez to ciężki kac mnie dołapał
Jak w krąg spojrzę diabli mnie biorą
Choć wokół niby piękne przemiany
I Polska weszła na nowa drogę
Z inteligencja moją, kochany
Spokojnie na to patrzeć nie mogę
Bo z jednej strony piękne wspomnienia
Gdyśmy mądrości nieśli proporce
Jesieni ludów będąc natchnieniem
Iskrą, zarzewiem, pochodnią, wzorcem
A z drugiej strony buźki jak z buszu
Męty wszelkiego autoramentu
Czas dla cwaniaków, raj dla chytrusów
I dno dla pełnych inteligentów
Ja na to patrzeć nie mogę, ach nie
Z inteligencja mą nazbyt czułą
Niech pan ją wytnie, niech pan ją ciachnie
Bym dostosował się do ogółu
Tu mu zadałem pytanie wartkie
Rzekł chirurg, ciągnąc swą opowiastkę
Mam wyciąć całą? Zostaw pan ćwiartkę
Lub może jeszcze lepiej - szesnastkę
Więc wykonałem zabieg udany
Bez komplikacji, potknięć, kolizji
Wkrótce mój pacjent zrobił się znany
Często widuję go w telewizji
Jak on gulgocze tam koncertowo
Jak oponentów bezwzględnie kruszy
Mówi, ja swoją mam podmiotowość
I łatwo mnie się jej nie naruszy
Rwie się do czynu, rwie się do głosu
Mówi - pluralizm, mówi - dziedzictwo
I z świetlistego czerpiąc etosu
Założył właśnie nowe stronnictwo
Tu chirurg skończył, pomilczał troszkę
I dodał - patrz pan, na co nam przyszło
A jam pomyślał - o rany boskie
Oto chirurgia, która ma przyszłość
I szybko wziąłem chirurga adres
Bo ja też odkąd wiatr przemian zawiał
Czuję wciąż nową psychiczną zadrę
Gdy widzę co się wokół wyprawia
U znajomego przeto chirurga
Inteligencję mą puszczę kantem
Zostawię jedną trzydziestodrugą
By szans mieć więcej, jak pacjent tamten
Lecz mi ten chirurg, wstrętny konował
Darmo zefirkiem nadziei powiał
Bo przedtem siebie sam zoperował
I ma zostać wiceministrem zdrowia

1991

Siedzę w oknie, patrzę w dal - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Siedzę w oknie, patrzę w dal
(dumka)

Siedzę w oknie, patrzę w dal
i ocienia moje lica
taki niewymowny żal,
taka straszna osmętnica
na rozpaczy czarnej dno
pcha tęsknota mnie, panowie
za kim to, ach za kim to?
Niechaj dumka ta odpowie.

Choć pożółkły pisma te,
w których było twoje zdjęcie
ja cię nie zapomnę, nie
pełny półinteligencie,
do dedukcji miałeś dryg
a gdym rzecz przedkładał swoją
możeś mnie nie pojął w mig,
aleś w końcu jakoś pojął.

Wieczne pióro raz po raz
aż furczało w twej rączuchnie
zatwierdzając pieśń dla mas...
i drób z ryb... i ciemną kuchnię.
Wartko z tobą biegła wstecz
konferencja czy narada
straszne bzdury plotłeś, lecz
mogłem z tobą się dogadać.

Przeto klnąc na marny los
obraz twój wspominam w kółko
ten kartoflowaty nos
i to słodkie, niskie czółko
i przyjazne słowa twe:
siądę, wicie i pomyślę...
darmo, darmo szukam cię
czy w kulturze, czy w przemyśle.

Marzy mi się chwila, gdy
w dłonie me twą dłoń pochwycę,
czyś już całkiem wymarł mi?
czyś wyjechał za granicę?
Prosi wielka, jasna łza
co się w oko moje wciska:
wróć kochany znowu na
odpowiednie stanowiska!

Bo się zrobił taki czas
że cię trzeba nad pojęcie,
wracaj do nas, ratuj nas
pełny półinteligencie,
bo się strasznie pienią mi
łypiąc znad herbaty plujki
ćwiartki i szesnastki i
czy ja wiem? Trzydziestodwójki...

1986

Lubię gdy wędkarz łowi ryby - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Lubię gdy wędkarz łowi ryby

Lubię gdy wędkarz ryby łowi,
wychylić z cicha łeb zza krzaka
i kibicować wędkarzowi,
co złapać chce na błysk szczupaka.

Szczupak za chwilę hak poczuje
i legnie w kuble na pół śnięty,
a mnie najbardziej fascynuje
jego stosunek do przynęty.

Nadmienię więc, nie tracąc wątku,
że dla mnie szczupak ma swój fason,
goniąc za błyskiem jest w porządku,
bo błysk to jest przynęta z klasą,

by szczupak, wytrzeszczając ślipka,
goniąc za błyskiem bez wytchnienia,
mógł myśleć, że to złota rybka,
co spełni jego trzy życzenia.

Gdy widzę, jak się szczupak skrada,
zaczaja, szczerzy pysk jak harpia,
myślę, jak różnie owa sprawa
kształtuje się w przypadku karpia:

Bo karp, w swój rybi tłuszcz majętny,
karp, co się w szlamie cicho pluszcze,
co mógłby z wszelkiej drwić przynęty,
żyjąc zapasem swego tłuszczu,

ten karp - jeziorna jego mać
tak się łatwiutko daje brać:

na trochę rozmoczonej bułki,
na stary bób, co stracił smak,
zjełczałej sera kęs gomułki,
lub - zgoła - i na goły hak!

Rzecz całą przedstawiwszy jasno
stawiam pytanie, tuż przed puentą:
czemu się daje karp opasły
na taką marną brać przynętę?

Odpowiedź zasię składam w darze
tym, których sławy chęć przenika:
karp marzy, żeby się z wędkarzem
sfotografować do dziennika!

Ach, sława... Rzecz nie byle jaka...
czasami skarb, a czasem garb!
bywa możliwa i bez haka
pamiętaj o tym gdyś nie karp...

1986

Satryra na buty - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Satyra na buty

Czy cię, słuchaczu, rozbawię, nie wiem,
lecz zacznę wierszyk od tego,
że kiedyś widział satyryk pewien
jak kopią leżącego.

Przedtem pod peta poszła połówka,
więc zapał chłopców zdjął szczery,
aż w butach „Chełmek” pękła zełówka
wbijana w chude nery.

Solidnie kogoś tam flekowali
i powtarzali: „A to skur",
aż pękła skóra i wyjrzał palic
z trzewika firmy „Radoskór".

Satyryk, jasna rzecz, się nie wtrącał,
lecz myślał – strój, Muzo lirę,
bo ja potrzebę czuję palącą
by gruchnąć na to satyrę!

Papier w maszynie umieścił z wprawą
i w trzy czy cztery minuty
rąbnął satyrę słuszną i krwawą -
na co? Rzecz jasna na buty!

Nie może, pisał, epoka piękna
dać na ten fakt akceptacji,
że w butach „Chełmek” zelówka pęka
w normalnej eksploatacji!"

A Muza nad nim polatywała
jak ten majowy motylek
szepcząc - kochany misiu, ty śmiało
możesz pisywać do „Szpilek”…

1986

Bezczelny kaliski - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Bezczelny kaliski

W mej kolejnej śpiewanej relacji
Z treścią pragnę zapoznać was songu,
O zabawnym zawiadowcy stacji,
Co nie lubił niektórych pociągów.
Zwłaszcza na osobowy z Kalisza
Zawiadowca się skręcał bez słów
I szlag trafiał go, kiedy usłyszał
To kaliskie, bezczelne puf-puf…
W dalszym ciągu mojego wierszyka
Zawiadowca w dworcowej świetlicy
Zwołał wielkie zebranie dróżników
I tak do nich zagaił:
Dróżnicy, orły moje, rycerze wy moi!
Sto pociągów przez tę stacje mknie,
Lecz kaliski to u nas postoi,
Bo bezczelny on jakiś, no nie?
Przeto mój personelu ukochany
Służbowego nie tracąc wigoru
Ruszaj biegiem i wszystkie szlabany
Prostopadle mnie postaw do toru!
Widzę już reflektorów rozbłyski,
Słyszę już konduktorów ten pisk,
Gdy podjedzie bezczelny kaliski,
A tu szlaban mu spadnie przed pysk!…
Ole!
Punktualnie przyjechał nad ranem
Osobowy bezczelny kaliski,
Przed spuszczonym przystanął szlabanem
I rozgwizdał się na wszystkie gwizdki:
Jestem ważny, ujęty w rozkładzie!
Mam swój tor i godziny znam swe,
A tu szlaban się przede mną kładzie?
Ratuj mnie i broń mnie PKP!
Przyjechała komisja olbrzymia,
Społeczeństwo pękało ze śmichu,
Zawiadowca naganę otrzymał
I dodano mu jeszcze po cichu:
Można było załatwić z wajchowym
By zwrotnicę ustawił jak trza,
Lecz do tego potrzeba już głowy
Trochę lepszej, baranie, niż twa!
Od tej pory od morza po regle
Kolejnictwo obiega myśl nowa:
Ten szlaban z torem, prawda,
Ma biec równolegle,
Szlabanami nie manipulować!
Zawiadowca na rencie jest pono
I okonie wyciąga na błysk,
A kaliski z rozkładu skreślono,
Bo istotnie bezczelny... miał pysk!
Puf, puf…

1989

Wydział Bezprawia - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Wydział Bezprawia

Gdy przez chmury zły deszczyk przeciekł
i paskudny wiaterek zawiał,
na pobliskim Uniwersytecie
powołano Wydział Bezprawia.

Planowano: Katedrę Chamstwa,
Samodzielny Zakład Cynizmu,
Kursy Plucia, Teorię Kłamstwa
i myślenia bez sylogizmu.

Jak na „białe" mówi się „czarne"
wkuwać miały chłopięta pilne
w planie było Bezprawie Karne,
jakoż i Bezprawie Cywilne.

Inicjator tej fantasmagorii
z polikami na kształt dwóch schabów
rzekł — chłopaki, dosyć teorii,
od pojutrza robimy nabór!

Niech brzmi radosny chór
i niech nie przemija!
Gaudeamus Igitur
Vivat Akademija!

I tu pierwsza migocze puenta
na skromnego wierszyka progu:
cała reszta na pedagogów.

Inicjator i to przewidział
i miał z punktu wyjście gotowe:
przekształcamy powiada wydział
w szybkie Studium Podyplomowe.

Wszystkim damy tytuł doktora
a kto będzie miał predylekcje,
ten od ręki gdy przyjdzie pora
trzaśnie wykład, albo prelekcję.

A kto strzeli w dziób prelegenta
lub w ryj - mniejsza o nazewnictwo,
ten dostanie tytuł docenta,
w ramach Reformy Szkolnictwa!

Niechaj dzięki tym preferencjom
nadwątlony szereg zasili
nowa kadra inteligencji
tak potrzebna w obecnej chwili.

Niech to studium waży i znaczy
wśród, o kształt Akademii sporów,
dosyć mamy tanich partaczy,
samouków i amatorów!

Niech brzmi radosny chór
i niech się rozwija
Gaudeamus Igitur,
Vivat Akademija
A jak nie – to w ryja!

1985

Książę - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Książę

Książę herbatę zdjął z prymusa,
ziewnął, przeciągnął się przyjemnie
i spytał się majordomusa:
Są jakieś nowe żarty ze mnie?

A tamten łapał dech jak ryba,
drżały mu ręce i kolana
i bąknął - wyznam prawdę... chyba
przestali zgrywać się z Księcia Pana.

Myśmy już nawet w tym nieszczęściu
umyślnych słali za granicę,
by witze o tamtejszym księciu
przerobić na krajowe witze,

Ale tam także jest posucha
więc chociaż fachowcy nieźli,
choć im do żartów nie brak ucha
umyślni żartów nie dowieźli...

Książę w krąg chodził szybkim krokiem,
gdy się rozzłościł miał ten zwyczaj,
po czym herbatę słodkim sokiem
zaprawił, popił i zaryczał:

Kto? Kto się przestał ze mnie zgrywać?
Dawaj imiona i nazwiska!
Nogami będą się nakrywać,
popatrzą katu w oczy z bliska!

Kto przestał zgrywać?, Ci jajczarze
co o mnie wymyślają hece
a ja, ja tylko o tym marzę
i mam ich wszystkich w kartotece.

Po czym tych błaznów, starych, młodych
gdy zechcę po łbie mogę walić,
bowiem niezbite mam dowody
jak i gdzie ze mnie żartowali!

Ucichły mówisz żarty o mnie?
Stracili do nich chęć smarkacze?
Mąjordomusie, ciut nieskromnie
wszystko ci zaraz wytłumaczę:

Ja jestem dla nich najważniejszy,
ja, książę w mojej władzy blasku,
gdy mnie kto żartem nie umniejszy
publika nie da mu poklasku!

Oni udają... Tak! Udają!!!
Bo gdyby tak naprawdę było,
że mnie przestali robić w jajo
to wiesz ty co by to znaczyło?

Że mnie naprawdę mają w nosie,
że rządzić nimi chcę daremnie,
bo jest ktoś... coś... milcz marny losie,
co znaczyć więcej śmie ode mnie!

Tu książę resztki darł odzieży,
i rozpacz go chwyciła głucha,
aż wtem prasowy rzecznik bieży
i mile szepcze coś do ucha.

Czekaj, nie gadaj tak na raty,
głośno powiadaj, bom wesoły,
więc jak mówili — buc garbaty?
i że mam pypcia? Ech sokoły!

Zamknąć wieczorem, puścić z rana
i niech mnie dalej szczypie, skubie
prześmiewców zgraja rozchichrana!
Buc z pypciem! Ja ich nawet lubię...

Wyciągnął książę przed się pięty
uśmiech mu usta rozanielił
i dumał władca uśmiechnięty:
a już się bałem, że zmądrzeli...

1985

Przeprowadzki - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Przeprowadzki

Pierwsza przeprowadzka
dobytku za grosz,
cały nasz majątek
wiklinowy kosz,
w jednym się koszyku
wszystko pomieściło,
ale za to szczęścia,
szczęścia tyle było,
że na nowe miejsce
za nami je wiózł
po gwiaździstym niebie
wielki, srebrny wóz...

Druga przeprowadzka
dobytku, że hej
koszów trochę więcej
szczęścia trochę mniej,
wlazło pod tapetę
z której obraz zdjęto,
skryło się w zielniku,
który pachnie miętą,
tyś na nowe miejsce
w dwóch garściach je niósł,
nie musiał się trudzić
wielki, srebrny wóz...

I tak nie raz myślę
co byłby za kram,
gdyby dziś się przyszło
przeprowadzać nam:
pralka i lodówka,
szafa i kanapa,
ze stołem uważnie,
by się nie podrapał,
fotele w pokrowcach,
a krzesełka bez…
tylko… gdzie to szczęście,
gdzie to szczęście jest?

1985

Smutne miasteczko - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
https://drive.google.com/open?id=0B8dAm5T66ZQqYk5wdm5PeEtiMnM
Smutne miasteczko

Raz państewko mi się przyśniło
otoczone górami w koło,
co od innych tym się różniło,
że w nim strasznie było wesoło.

Żarty brzmiały na każdym kroku,
żartowali duzi i mali,
ludzie całkiem nie mieli boków,
bo ze śmiechu je pozrywali.

Aż szef państwa rzekł do ministrów,
co tych żartów słuchali bladzi:
„Szkodliwemu temu zjawisku
jakoś, wiecie, trzeba zaradzić."

Do państewka tego stolicy,
co leżała nad krętą rzeczką,
sprowadzono więc zza granicy
Objazdowe smutne miasteczko.

Karuzela się nie kręciła,
a mechanik na pryszcze chory
ludziom wciskał na siłę
swój jedynie słuszny życiorys.

Dostrzec można było tam bubka
w oprychówie i ocieplaczu,
co zachwalał ludziom przeróbkę
beczki śmiechu na beczkę płaczu.

Śmiech istotnie przygasł w narodzie,
a radosna ministrów rada
powtarzała: „Oto nam chodzi!
Ta koncepcja nam odpowiada!"

A widz pewien pod płaczu beczką
do sąsiada szepnął: „Sąsiedzie,
to jest tylko smutne miasteczko,
ono sobie kiedyś pojedzie..."

Lecz znał widać życie za mało
albo patrzył na świat za prosto,
bo miasteczko nie pojechało,
lecz zostało i się rozrosło!

Rozpaczliwi nieudacznicy
i cynicy o wrednych pyskach
na miasteczka głównej ulicy
otwierali swoje stoiska.

Starcy wstrętni i niewyżyci
i przygłupy z mózgu chlupotem
w tym miasteczku, w pełnym zachwycie,
zabierali się do roboty.

I od stoczni do ciemnych sztolni
śpiew chóralny dzień rozpoczynał:
„Dalej głupki! Naprzód niezdolni!
Przyszła nasza piękna godzina!"

I miasteczko rosło, i rosło,
i miasteczko większe wciąż było,
przyjechało zimą, a wiosną
kraj calutki sobą pokryło.

Aż śmiech całkiem zamarł w narodzie,
a radosna ministrów rada
powtarzała: „O to nam chodzi!
Ta koncepcja nam odpowiada!"

A kto zdrowy rozsądek cenił,
ten ponury przeżywał dramat,
tylko jeden widz się nie zmienił
i nie zwątpił, i się nie złamał.

I do dzisiaj pod płaczu beczką
do sąsiada szepcze: „Sąsiedzie,
to jest tylko smutne miasteczko,
ono sobie kiedyś pojedzie..."

I nie mylił się facet miły,
pierwsze wozy jakby ruszyły…

1985-1988

Twoja mała Radość - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Twoja mała Radość

Drżący od emocji,
środkiem lokomocji,
co się w skrócie zwał D.O.K.P.
sunął człek ochoczo,
aż stęsknionym oczom
w parę chwil ukazywała się

Mała stacja Radość
bzu majowa biel,
twoja mała Radość
twych wagarów cel,
bufet z oranżadą,
twoja mała Radość
najweselsza stacja w PRL...

Płynie czas zazdrosny,
dzieci twe porosły,
córka wielka, syn - chłop co się zwie,
oszronioną skroń masz,
rzadko się oglądasz
tam, gdzie pośród drzew uśmiecha się

Mała stacja Radość…

W końcu nie wiem czemu
ważnych sto problemów
rzucasz precz, boś uczuciowy dość,
w podróż ruszasz z tremą,
a tu napis „Remont",
remont stacji Radość - to jest coś!

Ma być nowa Radość,
Radość, że o jej,
całkiem niepodobna
do Radości twej,
ma być Radość większa
i nowocześniejsza,
a przez jakiś czas nie będzie jej.

1984

Ballada o szachiście - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Ballada o szachiście

Mili państwo, pośród licznych
opowiastek satyrycznych,
z których nieraz miły słuchacz mój się śmiał,
nie publikowałem słodkiej
i niegłupiej anegdotki
o facecie, który ze mną w szachy grał,
o typku, który ze mną w szachy grał…
Choć niewąsko był obryty,
Znał roszady i gambity,
bo teorię z mądrych książek kuł od lat,
grałem z nim bez przyjemności,
bowiem grywał słabo dość - i
już po paru ruchach mu mówiłem "mat",
po paru ruchach mu mówiłem "mat".
Aż tu facet dnia pewnego
krzyknął mnie, że dosyć tego,
że tu jakiś podły spisek miejsce ma,
bo kunkretna i realna
sytuacja aktualna
żąda, by wygrywał tylko on - nie ja!
Na protesty me nieczuły,
rzekł: "Zmieniamy gry reguły,
bo nie wytrzymujom one życia prób,
od tej pory ni ma skuchy,
na twój ruch trzy moje ruchy
a za każdy zbity pionek bierzesz w dziób!,
za każdy zbity pionek bierzesz w dziób!”.
Na krzesełku się poprawił,
za plecami mnie postawił
byków trzech, na widok których trzęsie febra,
trzy figurki naraz ruszył,
dziób mnie puchnie, płoną uszy,
a najśmieszniejsze, że on chyba znowu przegra…

1982

Po Krakowskim w noc majową - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Po Krakowskim w noc majową

Po Krakowskim w noc majową
Szedłem kiedyś, moi mili,
I mniej więcej przy Karowej
Usłyszałem, jak ktoś kwili:

Siedli na mnie całą zgrają
I tokują i gruchają:
"Dość tej złości, dość bierności, dość milczenia!
Wiemy jakie są realia,
Z jakich kart się składa talia
I nawiązać pora nić porozumienia".

Zarzucają mi negację
I wewnętrzną emigrację,
Z coraz cięższej artylerii do mnie walą.
Siedzą na mnie i do ucha
Tłum zajadły wciąż mi grucha:
"Nawiąż dialog, nawiąż dialog, nawiąż dialog!"

A mnie, wyznam państwu szczerze,
Do dialogu chęć nie bierze.
Patrzę tępo w wyszczerbiony bruk ulicy
Czując wśród gruchania tego
Coś lepkiego i wstrętnego,
Co bez przerwy ścieka mi po potylicy.

Ciecz to wstrętna, biała rzadka
I tu wreszcie, by balladka
Ujawniła swą dramaturgiczną głębię,
Wyznać bierze mnie pokusa,
Że to kwilił pomnik Prusa,
Dialog zaś proponowały mu gołębie...

Już balladkę kończyć pora,
Jeszcze tylko skromny morał
Jej doczepię, jak do psiego chwosta rzep.
By nie zgorszyć pań prześlicznych,
Ujmę rzecz eufemistycznie:
Trudny dialog z kimś, kto wciąż ci sra na łeb.

W Miejskim Teatrzyku Lalek - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
W Miejskim Teatrzyku Lalek

W Miejskim Teatrzyku Lalek,
co się zwał „Radosna Przyszłość",
wchodząc na odnowy falę
wymieniono kierownictwo,
lecz przed powitalną fetą
ujawniono rzecz okropną:
zbrakło młodych marionetek,
co dyrekcję nową poprą.
W ramach społecznego czynu
przeszukano schowki, strychy,
aż z mrocznego magazynu
dał się słyszeć głosik cichy:
Jestem starą marionetką,
lecz gdy dziurki we mnie zaszyć
i za sznurki ciągnąć letko
mogę jeszcze dzieci straszyć,
więc tym bardziej, chociaż mnie gor-
secik pękł, a filc ciut sparciał,
spontaniczne dla nowego
kierownictwa dam poparcie!
Sam szef ruszył więc z ochotą
przy sznureczkach żwawo gmerał,
a ta mu kadziła – oto
inteligent i liberał!
I tak kadząc pękła ściera
na drobniutkie, marne strzępki,
bo szef wprawdzie był liberał
lecz liberał silnej ręki...
Bo to cyrk jest, że o rety,
najsurowszy przyzna widz to,
kiedy stare marionety
poprą nowe kierownictwo...

Listopad 1982

Song szczura - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski - Song szczura

Noc sztormowa, noc ponura,
burza huczy, wicher dmie,
a majtkowie łapią szczura,
łapią szczura, czyli mnie.

Porzucili stanowiska, krzyczą - czas z nim skończyć już!
U każdego w dłoni błyska
pałka albo nóż.

I z morskim wiatrem płynie chór,
i śpiewa starzec i pacholę,
zapłaci nam przebrzydły szczur
za statku dole i niedole.

Za naszej łajby zmienny kurs
i za jej model przestarzały
zapłaci nam przebrzydły szczur,
byle te łapy go dostały!

Ostra skała pokład drapie,
o mieliznę zgrzyta miecz,
gdzie jest bosman? Szczura łapie,
swą busolę rzucił precz.

Porzucili maszyniści
szczątki diesla z czarnych łap
oszaleli z nienawiści
krzyczą — Szczura łap!

I z morskim wiatrem płynie chór…

Dno już w dziurach, żagle w dziurach,
maszt się złamał, szot się rwie,
gdzie kapitan? Łapie szczura,
łapie szczura, czyli mnie.

Statek w tej najgorszej z cieśnin
tonął już nie raz, nie dwa,
nim utonie, niech w tej pieśni
pisnę coś i ja.

I miast szaleńców wzmagać chór
zanucę refren w lżejszym tonie:
ja jestem nietypowy szczur,
nie zmykam, kiedy statek tonie.

Zdążycie zawsze dorwać mnie,
bo tu żyć pragnę, choć nie muszę,
łatajmy, piszczę, dziury w dnie...
lecz chór szaleńców mnie zagłusza...

1982

Tupnął książę - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Tupnął książę

Tupnął książę, aż zatrząsł się kasztel
i zaryczał w swej omnipotencji:
Ciągle tylko gips i leukoplaster?
Ech, sokoły, ciut więcej inwencji!
Czas zmurszałe rozbijać struktury,
wzwyż posuwać się po szczeblu szczebel,
rób mnie konkurs, Ministrze Kultury,
na najbardziej atrakcyjny knebel!

Bo ciągle mnie w humorze złym
ponury utrzymuje fakt,
że wyszczekanych w kraju mym
wciąż się knebluje byle jak.
A ja bym, ministruńciu, chciał,
by knebel miał i sznyt, i szyk,
by kto go w gębę będzie brał
potrafił go polubić w mig.
Ot, bywa, gdy śniadanie jem,
tak myślę sobie nie od dziś,
by w kneblu była, czy ja wiem,
ta jakaś artystyczna myśl!
Wiesz, żem mecenas pięknych sztuk,
artystów lubię póki co,
więc niech projektów dmuchną huk,
goń ich, sokole - po to są!

Komunikat więc dmuchnął minister
i do dworskiej prasy, i do radia
i artystów sporządził był listę,
zaproszenia rozesłał i wadia.
I rozkwitła swobodna myśl twórcza,
ten fundament rozwoju kultury,
aż zakrzyknął książę - tera, kurcze,
będzie jednoosobowe jury!
I zaczął książę przegląd prac
i myślał sobie - w to mi graj!
Bo takich twórczej myśli rac
nie widział dawno jego kraj.
Na przykład kneble były tam,
co miały malinowy smak,
dla panów inne i dla dam,
twarzowe, zgrabne nie wiem jak,
tu knebel à la de Volaille,
a ówdzie knebel à la blin.
Rzekł książę – brawo, w to mi graj
tak się idea wciela w czyn!
A zwłaszcza jeden knebel miał
utrafić celnie w księcia gust,
a był to knebel, co miał kształt
swobodnie uśmiechniętych ust...

Luty 1981

Kuplety wariatów - Wojciech Młynarski

Loui Jover
Wojciech Młynarski - Kuplety wariatów

Jak co dzień wołu do karety
zaprzęgasz, ręką po bat sięgasz,
wtem słyszysz słowa: Stój! O rety!
Obywatelu! Stój, wyprzęgaj!
Ośki będziemy ci oliwić,
z wołem w zaprzęgu pójdzie krowa,
i nawet się nie próbuj dziwić,
bo jak odnowa, to odnowa!
A my? My to inaczej krzynę
widzimy w naszym domku tutaj:
z wołu mieć chcemy wołowinę
i dać karetę do Łańcuta,
odpowiedź naszym postulatom
formułowanym jasno, ostro,
daje pan doktór - ordynator:
zwiększamy dawkę proszków, siostro!

Lecz nikt z nas animuszu nie traci,
postuluje i gromi do woli,
no bo co? My jesteśmy wariaci,
sobie na to możemy pozwolić...

W gazetach czernią się i bielą
tytuły grubą czcionką ryte:
Czas zerwać z tym, by wraz z kąpielą
wylewać dzieci nie domyte!
Twórczej odnowy przyszła chwila,
powód do chluby i do dumy,
dziecko, jak zwykle, można wylać,
lecz przedtem je dokładnie umyć!
Rzecz, niby pomyślana chytrze,
w zbiorowy nas wprowadza amok,
krzyczymy — dziecko można wytrzeć,
a kąpiel w rury puścić samą!
I w naszym domku w krąg rozbrzmiewa
doktora tenor dobrotliwy:
Czego to chłopcom się zachciewa?
Siostro! Każdemu lewatywę!

Lecz nikt z nas animuszu nie traci …

Mówią - musztardy po obiedzie
od dziś po równo dla każdego!
A my? My chcemy się dowiedzieć,
kto to ustalił? Jak? Dlaczego?
i w mig w świętego Wita taniec
ruszamy krzycząc - co za kpiny?
Z musztardą chcemy jeść sztukamięs,
a po obiedzie leguminy!
Spróbuj się tu pofatygować
i w czas wieczornej lewatywy
spójrz, jak wygląda ta odnowa
z naszego domku perspektywy,
bo wariatowi i wariatce
też marzą się piękniejsze światy,
sam Karol Marks w swej izolatce
popiera nasze postulaty!

Nie chcesz gadać z nim, to sporo tracisz,
My z nim tutaj gadamy do woli,
Ale co? My jesteśmy wariaci,
Sobie na to możemy pozwolić…

1981