Kokainistka - Maciej Zembaty

Maciej Zembaty
Kokainistka
(wg Wertyńskiego)

Czemu płaczesz, maleńka dziewczynko
Dlaczego łkasz
Kokainy nie znajdziesz
Na bulwarze moskiewskim wśród mgły
Twoją szyjkę chudziutką spowija
Jedwabny szal
Przemoczony szal, podarty
I taki smutny, jak ty

Ale nie płacz – nie trzeba
Na ławeczce drewnianej
Cichutko siądź
Zamiast szalem podartym
Lepiej otul się w tę mgłę

Ty mnie wcale nie słuchasz, dziewczynko
Odwracasz wzrok
Ja tak chciałbym ci pomóc
Bo rozumiem co znaczy twój głód
Twoje usta zsiniały od zimna
Gdy cała drżąc
Nucisz romans ten zwyczajny
Kilka słów, kilka nut

Ale nie płacz – nie trzeba...

Twoja rozpacz do nieba
Jak modlitwa żarliwa
Wzlatuje wciąż
Jeśli Bóg ją usłyszy
Kokainę ci ześle z niebiosów
Taką białą jak śnieg

Obraz: Loui Jover

Minutka - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński
Минуточка
Minutka

Tadeusz Lubelski


W majowym upale, na plaży,
Co dzień tajne mam rendez-vous.
Jak dobrze dziecinnie jest marzyć,
Upijać się słońcem z Lulu!

Nad morzem, tuż za starą budką,
Gdzie z małpką Lulu w berka gra,
Nazywa mnie ciągle „Minutką"
I w kółko powtarza mi tak:

„No co ci jest, no co ci jest Minutka, co?
No co, chłopczyku, ty też graj!
Nasza miłość - igraszka krótka, ot,
To tak głupio wymyślił maj.
Nasza miłość - igraszka krótka, ot,
To tak głupio wymyślił maj."

Więc w sierpniu wciąż niby to gramy,
Gdy mamy co dzień rendez-vous...
Lecz gorzko jak dzieci szlochamy
Przez park idąc w deszczu z Lulu.

Ja głupio przez cały czas beczę,
Lulu zaś przez łzy szuka słów
I tuląc się, tak jak koteczek,
Przymilnie pociesza mnie znów:

„No co ci jest? No nie płacz już, Minutka, no…
No już, chłopczyku, dalej graj!
Łzy to także - igraszka krótka, ot,
To tak głupio wymyślił maj.
Łzy to także - igraszka krótka, ot,
To tak głupio wymyślił maj."

Liliowy Negr - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyńsk
Лиловый негр

Liliowy Negr

Tadeusz Lubelski

Gdzie Pani jest? Kto palce Pani pieści?
I gdzie się podział Pani Chińczyk Li?
W Lizbonie jakaś miłość? Doszły do mnie wieści...
A potem znów z mołojcem romans był?

Ostatni raz widziałem Panią blisko,
Gdy w którymś z aut mignęła Pani twarz.
A teraz miałem sen: w spelunce San Francisco
Liliowy Negr podaje Pani płaszcz.

Fot. Wiera Chołodnaja

Pani palce - Aleksander Wertyński

Wiera Chołodnaja

Aleksander Wertyński, Borys Griebienszczikow
Ваши пальцы пахнут ладаном

Tadeusz Lubelski

Pani palce

Wierze Chołodnej


Pani palce pachną świecą,
A na rzęsach ból się skrył.
Tu nas żale nie dolecą,
I na smutek nie ma sił.

Bo niczego już nie szkoda,
Gdy przestąpisz raju próg.
Właśnie tam po białych schodach
Poprowadzi Panią Bóg.

Siwy pop pokłony bije,
Szepcze modły z całych sił,
Rzadką bródką tak wywija,
Że aż z ikon zmiata pył.

Pani palce pachną świecą,
A na rzęsach ból się skrył.
Tu nas żale nie dolecą,
I na smutek nie ma sił.

Ваши пальцы пахнут ладаном,
А в ресницах спит печаль.
Ничего теперь не надо нам,
Никого теперь не жаль.

И когда Весенней Вестницей
Вы пойдёте в дальний край,
Сам Господь по белой лестнице
Поведёт Вас в светлый рай.

Тихо шепчет дьякон седенький,
За поклоном бьёт поклон
И метёт бородкой реденькой
Вековую пыль с икон.

Ваши пальцы пахнут ладаном,
А в ресницах спит печаль.
Ничего теперь не надо нам,
И никого теперь не жаль.

Pies Douglas - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński
Пёс Дуглас - Pies Douglas

Tadeusz Lubelski

Często Pani nas w pokoju odwiedzała,
Była nas w nim dwójka: ja i pies,
Pani zaś jednego z dwóch kochała,
Lecz którego z nas — to sekret jest.

Douglas, czyli pies, rozśmieszał Panią łatwo,
Rękawiczki Pani gryzł jak kość.
Raz mu Pani dała sól w opłatku,
Bo chorował, źle się czuł czy coś.

Umierając — Pani o nas zapomniała...
Jakże tak — bez słowa, bez adieu?
Boże, żeby choć się odezwała!...
Był tam chyba gdzieś telefon, nie?...

Teraz się na mszę żałobną wybierzemy,
Narzeczony głową skinie nam...
Obaj z psem gdzieś z boku przystaniemy,
Każdy będzie ze swym bólem sam.

O Douglasa niech się Pani nie obawia.
Nie uroni ani jednej łzy.
Będzie się na Pani grobie zjawiał,
Zawsze krok przede mną, jak to psy.

Za kulisami - Aleksander Wertyński

Behind the Coulisses

Aleksander Wertyński
За кулисами
Za kulisami


Tadeusz Lubelski

Pani stała w teatrze, tuż za kulisami,
A za Panią czyjś głos rozległ się...
Sufler, fryzjer i mim stali tam z aktorkami
I nie kryjąc się zbyt — lżyli mnie.

Ktoś zasyczał: „Ot, młody, a, bestia, zuchwały.
Takim karta, psia krew, musi wyjść!"
Wtenczas Pani rzuciła: „ Co powiesz, mój mały
Jak się w panu zakocham od dziś?"

Oto koncert skończony... I śnieg na peronie...
Taki wieczór się ma tylko raz.
Tyle dobra mieściło się w Pani ukłonie,
Jakbym lampki oliwnej czuł blask...

Potem step, nowe miasta, tygodnie, kwartały...
I zniknęło gdzieś to, co powinno wciąż być.
Tylko zdanie zostało: „ Co powiesz, mój mały,
Jak się w panu zakocham od dziś?"

Jamais (Papuga Flaubert) - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński
Jamais (Попугай Флобер)


Tadeusz Lubelski

Pamiętam tamtą noc. Płakała Pani tyle,
Aż granat Pani smutnych oczu zbladł
I nagle diament z nich do wina wpadł...
Choć przeszło trochę lat, wspominam wciąż
Tak dawno już, tak dawno już...
Przeżytą wtedy chwilę.

Oparcie krzesła wciąż przykryte Pani bluzką.
Odeszła Pani, pusto stało się,
Przy drzwiach Flaubert — papuga z żalu schnie...
I mówi tak: jamais, powtarza tak:
Jamais, jamais, jamais, jamais...
I płacze po francusku.

Śmiać się z siebie to głupie - Aleksander Wertyński

Aleksander Wertyński
Я сегодня смеюсь над собой
Śmiać się z siebie to głupie

Tadeusz Lubelski

Śmiać się z siebie to głupie, ja wiem...
Ale tak mi dziś chce się czułości,
Tak mi chce się naiwnej radości,
Prostej bajki szeptanej przed snem.

Mnie zamęczył blansz wieczny i róż,
A od maski tragicznej mam mdłości...
Ja chcę trochę zwyczajnej czułości,
By oszustwu nie poddać się już...

Śmiać się z siebie to głupie, ja wiem...
Ale tak mi dziś chce się czułości,
Bajki pełnej naiwnej radości,
Że świat złotym otuli się snem...

Malenkaya balerina - Aleksander Wertyński

Aleksander Wertyński
Маленькая балерина

Я - маленькая балерина
Всегда нема, всегда нема
И скажет больше пантомима
Чем я сама

И мне сегодня за кулисы
Прислал король, прислал король
Влюбленно-бледные нарциссы
И лак фиоль

И, затаив бессилье гнева
Полна угроз
Мне улыбнулась королева
Улыбкой слез

А дома в маленькой каморке
Больная мать
Мне будет бальные оборки
Перешивать

И будет штопать, не вздыхая
Мое трико
И будет думать, засыпая
Что мне легко

Я - маленькая балерина...

Но знает мокрая подушка
В тиши ночей, в тиши ночей
Что я усталая игрушка
Больших детей

Lwowski deszcz - Garik Kriczewskij


Garik Kriczewskij - Lwowski deszcz

Львовский дождь


Когда в Одессе солнце, и на пляже
Сгорают белоснежные тела
Во Львове дождь и это знает каждый
Хотя бы раз приехавший сюда

Когда в Узбекистане сохнут лица
И загибаются верблюды от жары
Во Львове дождь и всем львовянам снится
О наступлении солнечной поры

Кап-кап-кап-ты солнца даже не жди
Кап-кап-кап-идут дожди
Кап-кап-кап-на крыши стареньких домов
Я без дождя не представляю тебя, Львов

Когда в Москве зима и снег хрустящий
И люди выдыхают пар, как дым
Во Львове дождь, легчайше-моросящий
Сменяется холодным, проливным

Когда в Берлине теплая погода
Когда в Париже жарко в Мулен Руж
Во Львове дождь в любое время года
И на брусчатке силуэты луж

Во Львове даже близко нету моря
И речку не найдешь здесь днем с огнем
И, видно, Бог, чтоб наше сгладить горе
Обильно поливает нас дождем

Знакомый мой давно живет в Майами
Он как-то позвонил мне и сказал
Что там в Майами он скучает за дождями
За Львовский дождь он тыщу долларов бы дал

Lwów - październik 2008













Wieczór - Siergiej Jesienin


Siergiej Jesienin
Wieczór

Tadeusz Nowak

Lazurowe niebios tkanie
Purpurowe palce mną.
W ciemnym gaju na polanie
Dzwonka śmiech się miesza z łzą.

Mgłą parowy zadziergane,
W srebro się przystroił mech.
Różki się księżyca białe
Wyrzynają spoza strzech.

A po drodze coraz żwawiej,
Rozpryskując w płatach pot,
Pędzi do wsi na zabawę
Oszalałej trójki lot.

Patrzą poprzez płot dziurawy
Dziewki chętne i na schwał.
Chłopiec żwawy, kędzierzawy
Czapkę mnąc na bakier wdział.

Jaśniej od koszuli kraśnej
Płonie zórz wiosennych pas.
Z dzwoneczkami złote blaszki
Pogadują cały czas.

Na tym świecie - Siergiej Jesienin

Siergiej Jesienin
Na tym świecie...

Zygmunt Braude

Na tym świecie jam tylko przechodzień,
Więc wesołą machnij mi ręką —
Nawet księżyc jesienny, gdy wschodzi,
Tak przyjaźnie świeci, tak miękko.

Pierwszy raz jego chłodem się grzeję,
Pierwszy raz w zimnych taję promieniach,
Znów ożywam, znów żyję nadzieją
Tej miłości, której już nie ma.

A sprawiła to ziemia równinna,
Ziemia piasków białością solona,
I czyjaś zdeptana niewinność,
I tęsknota nieutulona. 

I dlatego mi skryć niepodobna,
Że to wspólną miłością nam przyszło,
Mnie i tobie — nie każdemu z osobna,
Nie samotnie — kochać ziemię ojczystą.

Ech, te sanie - Siergiej Jesienin

Siergiej Jesienin
Эх вы, сани! А кони, кони!..
Ech, te sanie...

Józef Waczków

Ech, te sanie! A cóż za konie!
Snadź je ściągnął na ziemię bies.
W zawadiackiej stepowej pogoni
Dzwoneczek się śmieje do łez.

Ni szczekania psów, ni księżyca
W pustce, w dali, w ciemności bez dna.
Ech, otuchy, zuchwałe me życie -
Jeszczem się nie zestarzał do cna.

Nuć, jamszczyku, na przekór tej nocy,
Chcesz, zaśpiewam ci piosnkę i ja
O dziewczęcych przewrotnych oczach,
O wesołej młodości mej dniach.

Zsunę czapkę, bywało, na bakier,
Wprzęgnę konia w hołoble i - w cwał
Mknę przez pola na snopku okrakiem -
Spróbuj, dopędź mnie, kiedym tak gnał!

Nie wiem: skąd ta chełpliwość się brała?
O północy wśród ciszy gwiazd
Gadatliwa harmonia umiała
U niejednej doprosić się łask.

Wszystko przeszło. Zrzedły włosy na głowie,
Koń mój zdechł. Wieje pustką przez wieś.
Głos straciła harmonia, w rozmowie
Nie potrafi już prymu wieść.

Ale serce się nie ostudziło.
Tak śnieg lubię i nocny zmierzch,
Gdy z wszystkiego, z wszystkiego, co było,
Dzwoneczek się śmieje do łez.

Ruś Sowiecka - Siergiej Jesienin


Русь советская

Seweryn Pollak


Minął tamten huragan. Niewielu nas ocalało.
Niewielu się na apel przyjaźni stawiło.
Wróciłem, znów ujrzałem kraj osierociały,
W którym mnie osiem lat nie było.

Kogo mam wzywać? Z kim się tu podzielę
Smutną radością, żem ocalił życie?
Tu nawet wiatrak — to ptaszysko z belek,
Z jedynym skrzydłem — oczy mruży skrycie.

Dla wszystkich jestem tu nieznajomy,
Ci, którzy pamiętali, dawno zapomnieli.
A tam, na miejscu rodzinnego domu,
Leży przydrożny pył i popiół pogorzeli.

A życie wre. Tłum się wokoło snuje,
Starzy i młodzi — nikogo nie wzrusza,
Ze nie mam przed kim uchylić kapelusza,
W niczyich oczach schronienia nie znajduję.

I w głowie mej roją się myśli strzępy: 
Cóż za ojczyzna? Czyżby to sny były?
Przecież jestem tu dla nich pielgrzymem posępnym.
Bóg wie z jak daleka przybyłym.

I to ja właśnie!
Ja, wsi tej obywatel,
Która jedynie przez to będzie znana,
Że tu kiedyś zrodziła baba z kurnej chaty
Rosyjskiego poetę-chuligana.

Lecz myśli dają sercu odpowiedź:
„Opamiętaj się! Czy to jest krzywda?
 Przecież to tylko pokolenie nowe
Inne światła zapala w izbach.

Ty już po trosze okwitać zacząłeś,
Inne już pieśni inni śpiewają młodzieńcy,
 Ciekawsze chyba od twoich, tym więcej
Że matką jest im już ziemia, nie sioło."

Ojczyzno moja! Jak śmieszny się stałem.
Na policzkach zapadłych niezdrowy rumieniec,
Słowa braci są dla mnie dziś niezrozumiałe —
I w własnym kraju jestem niby cudzoziemiec.

Oto widzę:
W niedzielę wieśniacy
Przed gminą się zebrali jak do cerkwi.
Każdy słowem niemytym, czerstwym
Mówi o swoim życiu, o pracy.

Już wieczór. Ciekłą pozłotą
Zachód ochlapał szare pola
I bosymi nogami, jak ciołki pod wrota,
Powpierały się w rowy topole.

Chromy krasnoarmiejec o obliczu sennym,
Wspomnieniami przeszłość goniąc,
Opowiada sumiennie o Budiennym,
O tym, jak Perekop odbili czerwoni.

„Myśmy ich w tę i ową — na odsiebkę —
Na Krymie... tych burżujów... co to wiecie sami…
" A baby w niemy półmrok wzdychają se ździebko,

A klony chwieją długich gałęzi uszami.
Ze wzgórza młodzież komsomolska zbiega
I w takt harmonii, rozhukana,
Śpiewa agitki Biednego Demiana,
Wesoły krzyk w dolinie się rozlega.

To kraj — aż miło!
Sowiecka fotografia....
I cóż mnie skusiło,
By krzyczeć w wierszach, że jestem z ludem w zgodzie?
Poezja moja tutaj niepotrzebna była,
I ja sam pewnie zbędny tu jestem przechodzień.

No cóż!
Żegnaj, schronienie ojczyste.
Rad jestem z tego, com dał ci do tej pory.
Niech dziś o pieśniach moich zapomną ze wszystkiem —
Śpiewałem wtedy, gdy mój kraj był chory.

Przyjmuję wszystko.
Wszystko, bez żadnej namowy.
Gotów jestem iść ścieżką przebitą, widomą.
Oddam duszę majowi i październikowi,
I tylko liry miłej nie oddam nikomu.

Nie oddam jej w niczyje ręce —
Ni przyjaciela, ni matki, ni żony.
Jedynie mnie śpiewała pieśni dźwięczne
I tylko mnie swe zawierzała tony.

Kwitnijcie, młodzi!
Niech wam zdrowie służy!
Inne jest wasze życie, inne pieśni wasze.
Ja pójdę w dal nieznaną, samotny podróżnik,
I zbuntowaną duszę na zawsze przygaszę.

Ale i wtedy,
Gdy z całej planety
Zniknie nienawiść plemion,
Smutku nie będzie ani kłamstwa już —
Będę opiewał
Całą istotą poety
Tę szóstą świata część,
Co zwie się krótko „Ruś".

Moskwa, lato 1924

Grajże, graj... - Siergiej Jesienin


Пой же, пой. На проклятой гитаре...

Adam Pomorski


Grajże, graj. Po gitarze przeklętej
W półkolistym palce mkną ruchu.
Raz zadusić by się tym mętem,
Mój ostatni, jedyny druhu.

Nie patrz się na jej bransolety
I ramiona spływające atłasem.
Chciałem szczęścia od tej kobiety,
Niespodzianie zagładę znalazłem.

Nie wiedziałem, że miłość — zaraza.
Nie wiedziałem, że miłość — dżuma.
Tylko oczy zmrużyła — od razu
W chuliganie rozsądek umarł.

Grajże, druhu. Po wieku długim
Wskrześ nam świtu bujną urodę.
A ta niech się całuje z drugim,
Ścierwo takie, piękne i młode.

Ach, poczekaj. Ja jej nie ubliżę.
Ach, poczekaj.
Ja nie przeklnę jej słowem.
Daj, o sobie ci zagram — najniżej,
Na tej jednej strunie basowej.

Z dni kopuły różowość spływa.
Złote sny noszę w sercu-torbie.
Wielem dziewczyn już obmacywał,
Wielem ściskał po kątach kobiet.

Tak! jest gorzka tej ziemi prawda,
Podpatrzyłem chłopięcym okiem:
Po kolei psy z dawien dawna
Liżą sukę cieknącą sokiem.

No i czegóż bym takiej zazdrościł,
No i czegóż łzami bym kropił.
Życie nasze — wyro i pościel.
Życie nasze — pocałunek i w topiel.

Grajże, graj! W tym tragicznym dymie
Rozmach ręki w tragiczną godzinę.
Tylko wiesz, co ci powiem? Chuj z nimi.
Ja tam nigdy, bracie, nie zginę.

Czarny Człowiek - Siergiej Jesienin


Черный человек

Władysław Broniewski


Przyjacielu mój, przyjacielu,
Jestem bardzo a bardzo chory!
Nie wiem, skąd się wzięło to, co boli.
 Czy to świszcze tak wiatr
Nad bezludnym i pustym ugorem,
Czy, jak we wrześniu gaj,
Ogałaca mi mózg alkoholizm?

Moja głowa uszami macha
Jak ptak skrzydłami,
Na szyi nogi.
Ona tkwić już sił nie ma dłużej.
Czarny człowiek,
Czarny, czarny,
Czarny człowiek
Siadł na łóżku i patrzy na mnie,
Czarny człowiek
Całą noc spać nie daje i nuży.
Czarny człowiek

Po kartach wstrętnej księgi
Wodzi palcem i mrucząc nade mną,
Jak mnich nad umarłym,
Czyta mi żywot
Jakiegoś łobuza i włóczęgi,
Napędzając smutek do duszy
I lękiem chwytając za gardło.
Czarny człowiek,
Czarny, czarny.

"Słuchaj, słuchaj -
Mamrocze tuż przy mnie -
W księdze jest wiele
Najpiękniejszych myśli i planów.
Człowiek ten
Wiódł swe życie w krainie
Najohydniejszych
Zabijaków i szarlatanów.

W grudniu w tym kraju
Śniegi czyste diabelnie,
Na wesołych kołowrotkach
Przędą tam zamiecie.
Człowiek ten
To awanturnik, ale dzielny,
Marki najwyższej,
Jakiej nie znajdziecie.

Był przystojny, Był przy tym poetą,
Choć z niezbyt wielką,
Ale chwytną siłą,
I jakąś kobietę,
Przeszło czterdziestoletnią,
Zwał niegrzeczną dziewczynką
I swoją miłą.

Szczęście - mówił -
To zręczność umysłu i ręki,
Wszystkie niezręczne dusze
Jako nieszczęsne są znane.
To nic,
Że tak wiele męki
Sprawiają gesty
Złamane i zakłamane.

W czas nawałnic i burz,
Gdy życie zastygnie i uśnie,
Przy ciężkich stratach
Lub gdy smutek do serca zapuka,
Udawać prostotę i uśmiech -
To najwyższa na świecie sztuka."

Ne vozvraschaytes k bylym vozlyublennym - Andriej Wozniesienski


Alisa Frejndlich
Не возвращайтесь к былым возлюбленным

Andriej Wozniesienski

Не возвращайтесь к былым возлюбленным,
Былых возлюбленных на свете нет.
Есть дубликат, как домик убранный,
Где они жили, где они жили
Где они жили немного лет.

Вас встретит та же ограда белая
И возле домика, на холме,
Две рощи: правая, а позже - левая,
Гудят раздвоенно, гудят раздвоенно
Гудят раздвоенно в темноте.

(Вас лаем встретит собачка белая,
и расположенные на холме
две рощи — правая, а позже левая —
повторят лай про себя, во мгле.)

А в доме эхо уронит чашку,
А в доме эхо предложит чаю.
Ложное эхо оставит на ночь,
Когда ей надо бы закричать:
Не возвращайся ко мне, возлюбленный!
Мы были раньше - теперь нас нет.
Нам не вернуться к годам разрубленным...
Но только эхо звучит в ответ.

Два эха в роще живут раздельные,
Как будто в стереоколонках двух.
Все, что ты сделала, и что я сделаю,
Они разносят, oни разносят,
Они разносят по свету вслух.

А завтра вечером, на поезд следуя,
Вы в речку выбросите ключи,
И роща правая, и роща левая
Вам Вашим голосом прокричит:
Не возвращайтесь к былым возлюбленным,
Былых возлюбленных на свете нет.
Вам не вернуться к годам разрубленным,
Но только эхо звучит в ответ:

Не покидайте своих возлюбленных,
Былых возлюбленных на свете нет.
Не покидайте своих возлюбленных!...
Но только эхо звучит в ответ:
Не возвращайтесь к былым возлюбленным,
Былых возлюбленных на свете нет.
Есть дубликат, как домик убранный,
Где они жили, где они жили
Где они жили немного лет...

Старомодная комедия - 1978