Smutny deszczyk - Jeremi Przybora


Wiesław Michnikowski - Smutny deszczyk

Jeremi Przybora


Choć w dali niebo jeszcze się niebieszczy -
smutny deszczyk
sobie mży.

Ten facet, z którym szłaś, to znów był
Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
Podobno ryb łowienie nerwy leczy,
więc łowię ryby, lecz cóż z tego, gdy
nie trafia się szczupaczek ani leszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.


Spokojnie jest i cicho pośród leszczyn -
smutny deszczyk
sobie mży.
A mordę idiotyczną ma ten Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.
W tej rzece chyba wcale nie ma leszczy -
głęboka za to i ciekawe, czy...
potrafi pływać w palcie taki Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.

Już chyba pójdę, bo dostałem dreszczy -
smutny deszczyk
sobie mży.
Nie złowię nic, a w stawach aż mi trzeszczy -
smutny deszczyk
sobie mży.
Unikać raczej powinienem deszczy -
i - ciebie, bo tak jak mi szkodzisz ty -
to tobie może szkodzić tylko Grzeszczyk -
smutny deszczyk
sobie mży.

Wuja całuj z dubeltówki - Jeremi Przybora

Wiesław Michnikowski
Wuja całuj z dubeltówki

Jeremi Przybora


Gdy całować się rozpędzasz,
to różnicuj pocałunki:
z chęci dziewczę,
ze czci księdza,
wuja całuj z dubeltówki!

Pach, pach, panie dziejaszku!
Z dubeltówki, z dubeltówki!
Pach, pach, panie dziejaszku!
Wuja całuj z dubeltówki!

Narzeczoną swą z miłości -
kurtyzanę z żądzy krótkiej -
pomoc w domu z oszczędności -
wuja całuj z dubeltówki!

Pach, pach...

Jak przejezdna - to z peronu -
pływającą całuj z łódki -
przewoźnika całuj z promu -
wuja całuj z dubeltówki!

Pach, pach...

A gdy wuj jest tak nadziany,
że  się sypią zeń złotówki -
wtedy, chłopcze - w krzak schowany -
w wuja celuj z dubeltówki!

Puf, puf, panie dziejaszku!
Z dubeltówki, z dubeltówki!
Puf, puf, panie dziejaszku!
W wuja celuj z dubeltówki!

Pani mnie oswoi, Madame - Jeremi Przybora


Wiesław Michnikowski
Pani mnie oswoi, Madame
Pieśń dzikiego lokatora

Jeremi Przybora

Pani mnie oswoi,
Madame! -
wpuści do pokoi,
Madame! -
Karmi mnie i poi,
słodko mnie nastroi
i do nowych boi,
moją chęć podwoi!
Pani mnie oswoi,
Madame! -
o me zdrowie stoi,
Madame! -
się nie niepokoi
co do planów moich -
w szczęście mnie uzbroi,
Madame!

Jam lokator dziki,
Madame! -
mam ja swe swe wybryki,
Madame! -
może strzelam byki,
mieszam pani szyki -
stąd są te wyniki
zdrowej twej krytyki!
Lecz lokator dziki,
Monsieur! -
serca nie ma w nikim,
Monsieur! -
a tak jak słowiki
w ramach specyfiki -
ciągle do liryki
on lgnie!

Pani mnie oswoi,
Madame! -
rany me wygoi,
Madame! -
tak jak cień sekwoi
chroni mnie i koi -
karci, lecz nie łoi,
gdybym czasem zbroił.
Pani mnie oswoi,
Madame! -
i niech się nie boi
Madame! -
szczęście, co je roim,
wkrótce nas upoi
aż do paranoi,
Madame!

Pod twoim oknem - Jeremi Przybora

Wiesław Michnikowski, Andrzej Bogucki
Pod twoim oknem

Jeremi Przybora


Pod twoim oknem co nocy stoję -
przybłęda z dzielnic zacnych bourgeois.
Dokoła szumi swym niepokojem
twoja dzielnica, dzielnica zła.

Pod twoim oknem chodzą oprychy -
pod twoim oknem pijacy klną.
Więc ty nie słyszysz canzony cichej,
co jest szkatułką z miłością mą.

Pod twoim oknem kwitną rumianki -
gwiazdki strącone w lamentach ros,
a w twoim oknie - na tle firanki -
widzę twój profil i mój zły los.

Pod twoim oknem - gościa pod pachę
prowadzi dziewka na zmięty koc,
nad twoim oknem lśni księżyc jak majcher,
którym mi grozi przedmiejska noc.

Na twoim oknie cień twój lirycznie
z drugim złączony w miłosny fresk,
a ja tu stoję, a ja nie krzyczę
i tylko za mnie gdzieś wyje pies.

Pod twoim oknem nożem dostanę
i wcale serca nie będę krył.
A potem potknie się o mnie ranek
i facet, który u ciebie był.

Dziecię tkaczy - Jeremi Przybora

Wiesław Michnikowski
Dziecię tkaczy

Jeremi Przybora


Tata z mamą w domku naszym,
by dobrobyt zawsze trwał,
cichy warsztat na poddaszu
mieli, który głośno tkał.
Pomagała tkać im praczka,
którą czkawki wstrząsał szok.
Gdy pełzałem na czworaczkach
już nade mną cały rok...

Tatka tka i matka tka,
a praczka czka
i też tam tka.

Rosłem sobie na smarkaczka
nerwowego, bo wśród gier
cichy warsztat głośno warczał
i zadręczał mnie ten szmer!
Na dobitkę praczki czkawki
nie ustają, jak na złość.
Z rączek lecą mi zabawki,
bo nade mną wciąż, psiakość!

Tatka tka...

Gdym na tyle był dojrzały,
by do dziewcząt trochę lgnąć,
Dziunię oczy me ujrzały
i nie mogłem ich z niej zdjąć.
Czas na łąkach się pędziło,
chociaż nieraz zimno nam.
No bo w domu - jak by było?
Tutaj wielbię ją, a tam...

Tatka tka...

Gdy dożyliśmy tej chwili,
kiedy ślub nam przyszło brać,
to rodzice się zgodzili,
lecz zaczęli więcej tkać.
Tylko trochę jadła skubną
i już pędzą wątek pleść.
I na przykład - w noc poślubną,
nagle, tuż nad nami - cześć!

Tatka tka...

W kilka lat zrządzeniem losu,
pracowity tata zgasł,
potem mama w ten sam sposób
z praczką opuściły nas.
Potem żona po kryjomu
znikła z panem z vis a vis.
Może teraz spokój w domu?
Gówno! W nocy straszą i...

Tatka tka...

Jeżeli kochać - Jeremi Przybora


Wiesław Michnikowski
Jeżeli kochać, to nie indywidualnie

Jeremi Przybora


Jeżeli kochać, jeżeli kochać, jeżeli kochać!

Jeżeli kochać - to nie indywidualnie!
Jak się zakochać - to tylko we dwóch!
Czy platonicznie pragniesz jej, czy już sypialnie,
niech w uczuciu wspiera wierny cię druh.
Bo pojedynczo się z dziewczyną nie upora
ni dyplomata, ni mędrzec, ni wódz -
więc ty drugiego sobie dobierz amatora
i - wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc!
I - wespół w zespół, wespół w zespół,
by żądz moc móc zmóc!...

Bo kiedy sam w zmysłów trwasz zawierusze,
to wszystek czas ci pochłonie i zdrowie,
lecz gdy z oddanym kolegą, to tuszę,
że tylko w połowie.

Wniosek:
Jeżeli kochać...

Jeżeli kochać, to dlaczego nie z kolegą -
dziewczynę wespół uwielbiać jest lżej.
Co niebezpieczne dla mężczyzny samotnego -
to z kolegą niebezpiecznym jest mniej.
Jeżeli kochać, to nie indywidualnie,
jak się zakochać, to tylko we dwóch.
Czy platonicznie pragniesz jej,
czy już sypialnie,
niech w uczuciu wspiera wierny cię druh.
I - wespół w zespół....

A kiedy rzuci cię w szczęścia południe,
kobieta z pięknym bezdusznym obliczem -
dla samotnego to cios aż zadudni -
dla dwóch zaś to prztyczek...

Bo we mnie jest seks - Jeremi Przybora


Wiesław Michnikowski
Bo we mnie jest sex

Jeremi Przybora

Bo we mnie jest seks
gorący jak samum.
Bo we mnie jest seks,
któż oprzeć się ma mu?
Obezwładnia kobietę
od bioder po biust,
żar sączy do ust.
Bo we mnie jest seks,
co pali i niszczy.
Dziesiątki już serc
wypalił do zgliszczy.
Kiedy zmysłów pożogą
ogarnia ten bies -
nierzadko jej kres
wśród bólu i łez.
Lecz gdy ofiarę
mą trawię żarem
to stwierdzić muszę,
że choć me ciało
ją opętało -
to oprócz ciała
mam przecież i duszę.
A we mnie ten seks
jak chwast ją zagłusza.
Nikt nie wie, że jest
pod sexem i dusza
Więc o takiej wciąż marzę -
co całość ogarnie
i duszy latarnie
ze zmysłów wygarnie.
Ach, takiej ja oddam wśród łez
i duszę i seks!...

Dlaczego stale
zły losu palec
dotyka mnie tym nadmiarem?
Za jakie grzechy
płci mojej cechy
zmysłowym dręczą oparem?
Gdy musnę damę
spojrzeniem samem -
już damski ściele się trup.
Gdy chodzę, brodzę
wśród serc po drodze
i rzężą żądze u stóp!...

Odrobina mężczyzny - Jeremi Przybora


Wiesław Michnikowski, Barbara Krafftówna
Odrobina mężczyzny na co dzień

Jeremi Przybora


Myślę nie raz i nie dwa:
Cóż po ciele jak jedwab?
Cóż po talii jak dalii łodyga?
Cóż po kuchni twej świetnej –
i po duszy szlachetnej,
gdy na jednym jedynym ci zbywa?

Odrobina mężczyzny na co dzień –
jakże życia odmieni ci tło!
Z odrobiną mężczyzny na co dzień
wszystko będzie inaczej ci szło.

Może nawet cię nie brać na ręce,
gdyby na to on nie miał sił –
byle rano zaśpiewał w łazience,
lubił rosół i tkliwym on był.

Zanim spojrzysz na panów,
ty się wszakże zastanów
i od wzrostu po prostu zacznijże.
Nadmiar mięśni i kości
czyż nie spłyci miłości?
Czy do chuci uczuć ci nie zniży?

Odrobina mężczyzny na co dzień
mały męski akcencik czy ton.
Odrobina mężczyzny na co dzień
od przesytu uchroni złych stron.

Przenocujesz w niedużej go wnęce –
dniem on w biurze będzie tkwił.
Kilogramów pięćdziesiąt, nie więcej,
które strzepniesz - gdy znudzą - jak pył.

Mija mi - Wojciech Młynarski

Wiesław Michnikowski
Mija mi


Wojciech Młynarski

Widząc mych oczu wyraz niewinny,
nikt z Państwa nie przypuszcza, że
jestem inny, całkiem inny,
wulkan sił we mnie wre,
coś mnie gnębi, coś tu w głębi
kłębi się na dnie!

I choć na ten stan nie wskazuje
powierzchowności mojej żaden rys,
wciąż coś wzbiera i pulsuje,
powołanie jakieś czuję,
więc rozpędzam się i...
Już za chwilę to mija mi...

Czasem już jestem tuż,
czasem już prawie uszczk-
nąłem coś
i nagle jak na złość
na nic ten zryw i skok,
bo choć płonie mi wzrok,
zawsze coś mówi mi stop!

Kucyk - Wojciech Młynarski


Wiesław Michnikowski
Kucyk

Wojciech Młynarski

Historyjka ta jest prosta,
chociaż głębszy sens zawiera:
burza włosów mi wyrosła,
więc poszedłem do fryzjera.
Fryzjer, fakt, że jakiś nowy,
rzekł mi, bom wyglądał sennie:
„Ja się zajmę pańską głową,
a pan się  tymczasem zdrzemnie...”.
Po czym szczęknął nożycami
z góry, z dołu, tam cyk, tu cyk
i gdym przysnął, za uszami
wystrzygł mi był taki kucyk...
Obudziłem się na koniec,
patrzę w lustro, ziewam błogo,
czoło dobrze, dobrze skronie,
z tyłu jakby mysi ogon!
Mówię: „Chyba pan oszalał?
Tnij pan to, bo czasu szkoda!”.
Fryzjer się rumieńcem zalał,
mówiąc – „Mistrzu... taka moda...”.
„Tnij pan – mówię – nie uchodzi
robić z siebie pośmiewisko,
niech kucki noszą młodzi!”.
Na co on rzekł: „Artysto,
Pańska czaszka to antyczna
rzeźba, która aż się prosi,
władcza i majestatyczna,
żeby taki kucyk nosić!”.
Mówię: „Przestań pan wydziwiać
i robić mi z mózgu wodę.
i w ogóle uszczęśliwiać,
nie pytając mnie o zgodę!
Proszę wziąć do ręki brzytwę
ciąć i nie truć głupstw na próżno!”.
Fryzjer stoczył z sobą bitwę,
lecz mi w końcu kucyk urżnął.
Następnego dnia o świcie,
gdy na stole stygła kaszka,
popatrzyłem w
swe odbicie:
rzeczywiście... grecka czaszka...
Odstawiłem talerz pusty,
w radio szedł reportaż z Hradczan,
a ja zyrk ukradkiem w lustro:
rzeczywiście... czaszka władcza...
Brew zmarszczywszy, w lustro patrzę,
opuściłem ją... uniosłem...
co ja robię w tym teatrze,
powinienem zostać posłem.
Albo lepiej senatorem,
mieć dyplomatyczny paszport,
w rządzie miałbym szanse spore
rzeczywiście... z taką czaszką...
A rozsadek – milcz kretynie –
szydzi i mną poniewiera,
myślę jednak, gdy czas minie,
znów do tego pójść fryzjera.
Do fryzjera skoczę chyżo
i w te czasy głupio-smutne,
niech mi znowu co wystrzyże...
ja to potem i tak utnę...
Ale przedtem zły, czy chmurny
fryzjerowi naddam ucha –
komplementów, nawet bzdurnych,
strasznie się przyjemnie słucha...

Jak ci amanci - Wojciech Młynarski


Wiesław Michnikowski - Jak ci amanci

Wojciech Młynarski

Ona w okienko małe wpatrzona
Czeka wtulona w poczty kąt
Powiatowego Marlon Brandona
Który ją przyjdzie zabrać stąd

I nie dostrzega, że stoję obok
Tak pełen troski, jak śmieci kosz
Bo w mym uczuciu pragnę być sobą
A nie amantem za psi grosz

Lecz mnie wreszcie wzięła cholera
Gdy wiosną bzy, czy pierwszy bąk
Więc niech raz trzaśnie, co we mnie wzbiera
Oto mój całkiem nowy sąd

Ja przecież gdybym tylko chciał
Sukcesów bym na kopy miał
Pogrążał serca, wzniecał szał
Jak ci amanci

Wilgotnym wzrokiem toczył w krąg
Na sercu złożył dwoje rąk
W uśmiechu ust rozchylił pąk
Jak ci amanci

Pożoga płonie we mnie tu
Na zewnątrz dyszy dwoje nózdrz
I wierzysz mi od zaraz już
Że miłość dam ci

Wyrozumiały dla twych skarg
Prowadzę cię przez pusty park
By spaść na dwoje świeżych warg
Jak ci amanci

Pytania zadaję sam sobie
W noc letnią i w deszczu jesieni
Dlaczego ja tego nie robię, dlaczego
Dlaczego nie umiem się zmienić

A zwłaszcza, gdy ma się ku wiośnie
Nad mym zastanawiam się losem
Jak raz już opinia do kogoś przyrośnie
To zmienić jej potem nie sposób

Doprawdy, czasem słów mi brak
I ciężki już mnie trafi szlag
Przecież ja też potrafię tak
Jak amanci ci

Wyruszyć w Polskę, w Busk czy Wrzeszcz
I szeptać każdej – miła, wrzesz
Więc grzesz, gdy wrzesz - zaszeptać też
Jak amanci ci

I wiedział, wiedziałbym, że hej
Gdyby zechciała bronić się
Czy pucio, pucio szeptać jej
Czy kici, kici

I każda zmiękłaby jak wosk
I w me ramiona wpadła wprost
A ja ją w dekolt lub za włos
Jak amanci ci

Warto wierzyć - Andrzej Sikorowski

Steve Hanks

Beata Rybotycka
Warto wierzyć

Andrzej Sikorowski

Obudziłam się nad ranem
Nie wiem co się ze mną dzieje
Myśli jeszcze mam zaspane
Sama się do siebie śmieję

Ktoś mnie we śnie tak dotykał
Jak mnie nie dotykał nikt
I sączyła się muzyka
Jakby zza uchylonych gdzieś do raju drzwi...

Panie nasz, który włosy masz jak len
I przechadzasz się po niebie
Jeśli dasz raz na życie taki sen
Warto wierzyć w Ciebie...

Tyle książek przeczytałam
A tu ciągle słów brakuje
Ameryki odkrywałam
Lecz jednego nie pojmuję

Stojąc tak nad córki głową
Bo gdzie indziej mogę być
Zastanawiam się na nowo
Co też się może tej maleńkiej śnić...

Panie nasz, który włosy masz jak len
I przechadzasz się po niebie
Jeśli dasz mojej córce piękny sen
Warto wierzyć w Ciebie...

Panie nasz, który włosy masz jak len
I przechadzasz się po niebie
Jeśli dasz naszym dzieciom dobry sen
Warto wierzyć

Okno na Planty - Andrzej Sikorowski


Andrzej Sikorowski
Okno na Planty

Biorę prysznic i patrzę na Planty
które cudnie zielenią się w maju
nad dachami kościołów kuranty
a pode mną dzwonki tramwajów

Ten życiorys dał los w upominku
Karmelicka mnie wiodła ulica
tam gdzie ojciec wychował się w Rynku
a pradziadek miał kram w Sukiennicach

Ja to miasto od innych wolę
choć nikomu nie stawiam za wzór
zawsze będę wychodził na pole
niech se inni wychodzą na dwór

Ja nie śpiewam o rajskim ogrodzie
który żadnej wojny się nie boi
tu tak samo śpią dziwka i złodziej
ale moi

Biorę prysznic i patrzę na Planty...

Niepotrzebny mi dowód i paszport
i w ogóle zbyteczne są słowa
ja mam w genach wpisane to miasto
i na duszy pieczątkę Krakowa

Ja to miasto od innych wolę...

Na tym miastem mnie kiedyś rozsypcie
szarą chmurą miliarda atomów
wtedy nawet gdy skończy się życie
będę w domu...

Jeszcze tyle nie wiem - Andrzej Sikorowski


Jeszcze tyle nie wiem

Andrzej Sikorowski

Wczoraj mi wręczył kolczyk złoty
I długo trzymał mnie za rękę
I pomyślałam, że zaloty
Takie niewinne są i piękne

Lecz uczyć mi się nagle nie chce
I coś w spojrzeniu się zmieniło
I jakoś dziwnie bije serce
Więc może tak wygląda miłość

W zaczarowaniu bardzo trudno dojść do siebie
Jakby przeczytał ktoś po chińsku piękny wiersz
I tylu rzeczy jeszcze nie wiem
I tylu rzeczy jeszcze nie wiem
Jeśli cię córko to pociesza, to ja też...

Wczoraj dostałam kolczyk złoty
I unikałam pocałunków
Bo pocałunek to jest motyl
Nie zna przyczyny ni kierunku

Lecz jeśli wpadnie się na amen
I człowiek gotów duszę sprzedać
To wciąż nie wiemy co jest grane
I jakże cudna ta niewiedza...

Kraków - Saloniki - Andrzej Sikorowski

Maja Sikorowska
Kraków-Saloniki

Andrzej Sikorowski

Urodzona w kraju nad Wisłą
Jak miliony innych w tym kraju
Mam przed sobą jakąś tam przyszłość
Ileś grudniów i ileś majów

Dokąd pójdę, dokąd pojadę
Jaką drogę dla mnie wybrali
Otrzymałam od losu spadek
Który trudno mierzyć zerami

Dwie ojczyzny, dwa sztandary
Dwie religie - skąd wziąć w sobie tyle wiary
I przodkowie na portretach
Podpisanych w dwóch odmiennych alfabetach

Mam dwa serca i dwie dusze
Jakoś sobie z tym nadmiarem radzić muszę
Dwie historie, dwa języki
Tu kochany Kraków, a tam Saloniki

Nie pytajcie zatem kochani
Gdzie jest lepiej, a gdzie jest gorzej
Gdzie ciemniejszy nocy aksamit
Granat nieba, cieplejsze morze

Bo ułomne oba me światy
Bo nie wszędzie może być pięknie
A mój problem polega na tym
Że za jednym i drugim tęsknię...

(muz. Seweryn Krajewski)

Głos z oddali - Andrzej Sikorowski

Maja Sikorowska - Głos z oddali

Andrzej Sikorowski

Głos, pośrodku nocy
Głos, hen gdzieś z oddali
Jakby się zbliżał, jakby kroczył
Głos, jakby się ktoś z miłości żalił

Głos, pośrodku nocy
Głos. w tysięcznym głosów tłumie
Bo lepiej słychać gdy zamknięte oczy
Teraz zaczynam go rozumieć

Śpiew, chyba od wyspy
Chór jak morska fala
Śpiew, taki srebrzysty
Że się od niego świat zapala
I na kościółku śnieżnobiałym bije dzwon
To jest melodia z mojej matki stron
To jest melodia z jej rodzinnych stron

I nagle widzę ich jak płyną przez powietrze
Kobiety w czerni niosą chleby i owoce
Młode dziewczyny pachną jaśminowym deszczem
A chłopcy modlą się o jak najdłuższe noce
Żywiczne wino nagle spada jak ulewa
I wiem , że kocham ten korowód bliskich ludzi
I język, w którym od dzieciństwa mogłam śpiewać
Więc śpiewam z nimi i własny śpiew mnie budzi

Pantelis Zografos