Jerzy Jurandot - High Life
Raz byli pan i pani
Zbyt dobrze wychowani,
Dystynkcja ich niezwykła
Służyła za przykład.
Wytworny mieli pałac,
W garażu Lancia stała,
A po posadzkach lśniących
Snuł się rój służących.
Poza tym przez dzień cały
W pałacu panowały:
High life
Bon ton
Savoir vivre
Pardon.
W współżyciu nawet bliskim
O formy dbali wszystkie,
Tak byli wychowani
I pan ów, i pani.
Gdy czasem sercem pana
Targała siła znana,
Mógł wkroczyć najlegalniej
W próg pani sypialni.
Miał jednak taktu tyle,
Że wpierw posyłał bilet:
High life…
Raz pan, nie bacząc na nic,
Wszedł do sypialni pani
I ujrzał w świetle ranka
Przy pani kochanka.
Nie znosił metod gminu,
Brutalnych rękoczynów,
I nie próbował wcale
Wieść rozmów z rywalem.
Spojrzeli - i po chwili
W milczeniu się skłonili:
High life...
Pod laskiem na Bielanach
Pan stanął na wprost pana,
Cylindry, monokl w oku
I dystans sto kroków.
W obronie czci kobiety
Podnieśli pistolety,
Błysnęło, wystrzeliło,
W niebie dziur przybyło.
Na ziemi zaś pan z panem
Szli oblać je szampanem:
High life...
A w domu pan do pani
Rzekł: - Po cóż serca ranić?
Nie będę cię wstrzymywał,
Bądź wolna, szczęśliwa.
Szepnęła: - Tak, mój miły,
Sny nasze się prześniły,
On stanął na mej drodze,
Skończone, odchodzę.
Sam pomógł futro włożyć,
Uprzejmie drzwi otworzył:
High life…
Lecz gdy już w progu stała,
W nim nagle krew zawrzała,
Jak skoczy, jak nie wrzaśnie,
Jak kopnie ją w... właśnie.
Zachwiała się, zawyła
I w mordę go strzeliła!
A potem, półzemdlona,
Upadła mu w ramiona,
- Och, ty! – szepnęła – miły…
I odtąd powróciły:
High life…
Raz byli pan i pani
Zbyt dobrze wychowani,
Dystynkcja ich niezwykła
Służyła za przykład.
Wytworny mieli pałac,
W garażu Lancia stała,
A po posadzkach lśniących
Snuł się rój służących.
Poza tym przez dzień cały
W pałacu panowały:
High life
Bon ton
Savoir vivre
Pardon.
W współżyciu nawet bliskim
O formy dbali wszystkie,
Tak byli wychowani
I pan ów, i pani.
Gdy czasem sercem pana
Targała siła znana,
Mógł wkroczyć najlegalniej
W próg pani sypialni.
Miał jednak taktu tyle,
Że wpierw posyłał bilet:
High life…
Raz pan, nie bacząc na nic,
Wszedł do sypialni pani
I ujrzał w świetle ranka
Przy pani kochanka.
Nie znosił metod gminu,
Brutalnych rękoczynów,
I nie próbował wcale
Wieść rozmów z rywalem.
Spojrzeli - i po chwili
W milczeniu się skłonili:
High life...
Pod laskiem na Bielanach
Pan stanął na wprost pana,
Cylindry, monokl w oku
I dystans sto kroków.
W obronie czci kobiety
Podnieśli pistolety,
Błysnęło, wystrzeliło,
W niebie dziur przybyło.
Na ziemi zaś pan z panem
Szli oblać je szampanem:
High life...
A w domu pan do pani
Rzekł: - Po cóż serca ranić?
Nie będę cię wstrzymywał,
Bądź wolna, szczęśliwa.
Szepnęła: - Tak, mój miły,
Sny nasze się prześniły,
On stanął na mej drodze,
Skończone, odchodzę.
Sam pomógł futro włożyć,
Uprzejmie drzwi otworzył:
High life…
Lecz gdy już w progu stała,
W nim nagle krew zawrzała,
Jak skoczy, jak nie wrzaśnie,
Jak kopnie ją w... właśnie.
Zachwiała się, zawyła
I w mordę go strzeliła!
A potem, półzemdlona,
Upadła mu w ramiona,
- Och, ty! – szepnęła – miły…
I odtąd powróciły:
High life…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz