Wataho, ja - starzec,
Tak jakby starty kieł.
Nie uszczknę nic
Ze wspomnień wolnych snów.
Je kurz dawno oblekł
I biją brzuch srodze
Oczy kompanów mych,
Oczy kompanów mych - wilków!
Ja rany zaliżę
I wiedzy użyję,
Sidła dostrzegę, porzucę ścieżki.
Nie dlatego, żem padł,
A dlatego, że krew nie grzeje starych łap!
Nocami długo, długo wyję na księżyc.
Łuno, łuno, łuno!!!
Znienacka wycie się niesie.
Łuno, łuno, łuno!!!
Łuno, jest wilk w nocnym lesie.
Weź do siebie mnie stąd...
Łuno, łuno, łuno!!!
Znienacka wycie się niesie.
Łuno, łuno, łuno !!!
Łuno, jest wilk w nocnym lesie.
Weź do siebie mnie stąd, łuno...
Wataho, ja -- starzec,
Lecz myśleć potrafię.
Ja nosem czuję tam, gdzie strumień krwi,
I głód tu nas dusił,
W posępną dal kusił,
Lecz był zwodniczy zapach ludzkiej krwi.
Wnet skoczyłem we mrok,
Czułem, że tylko to.
Więc co tchu gnam, ja muszę was przestrzec.
Lecz przywódca młody
Postawił na swoim...
Właśnie zamyślił. jak pozbyć się mnie.
Łuno, łuno, łuno!!!
Znienacka wycie się niesie.
Łuno, łuno, łuno!!!
Łuno, jest wilk w nocnym lesie.
Weź do siebie mnie stąd...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz