Ballada o strażaku z opery - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Ballada o strażaku z opery

Zabawny dosyć fakt za chwilę wam powierzę
Co wiele temu lat wydarzył się w operze
Raz bowiem z kilku dam asystą znakomitą
Zawitał kiedyś tam Puccini, kompozytor
W tym czasie zaś nad Butterfly Madame
Pracował pan Puccini już rok przeszło
Lecz tego dnia od rana czuł to sam
Wyraźnie coś, wyraźnie coś mu nie szło
W antrakcie wziął cygarko w drżącą dłoń
Dym wciągać jął nerwowo raz przy razie
Gdy strażak się dyskretnie zbliżył doń
By przestrzec go w perlistej dźwięcznej frazie
„Proszę zaraz zgasić ten tytoniowy wyrób
Drogi panie, tu nie wolno palić
Grozi za to mandat pięćset lirów.
Pa, pa, pa, pa, pa, pa, pa, pa…..”



I słuchał tego pan Puccini kompozytor
I czuł, przysięgam wam, czuł, że coś mu świta
I następnego dnia operze dal swe dzieło
Zwyczajne pa, pa, pa, a tak to się zaczęło.
I grano tam te Butterfly Madame
Niejedną damską pierś dławiło łkanie
I strażak łkał, jak bóbr, przysięgam wam
A jedną arię z góry znal na pamięć.
A jeśli ktoś w antrakcie na foyer
Zapalić chciał w miejscu chciał niedozwolonym
Pan strażak doń dyskretnie zbliżał się
By przestrzec go tenorem przyciszonym

„Nieeee wolno tutaj palić, kochany
Daruje pan, lecz nie wolno tu palić”
A Puccini wsłuchany uśmiechał się bosko
Bo w tym czasie akurat pracował nad Toscą
Panowie wznieśmy czasem serca toast szczery
Za wkład straży pożarnej w historię opery

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz