O moim psie - Aleksander Wertyński

О моей собаке

Это неважно, что Вы - собака.
Важно то, что Вы человек.
Вы не любите сцены, не носите фрака,
Мы как будто различны, а друзья навек.

Вы женщин не любите - а я обожаю.
Вы любите запахи - а я нет.
Я ненужные песни упрямо слагаю,
А Вы уверены, что я настоящий поэт.

И когда я домой прихожу на рассвете,
Иногда пьяный, или грустный, иль злой.
Вы меня встречаете нежно-приветливо,
А хвост Ваш как сердце - дает перебой.

Улыбаетесь Вы - как сама Джиоконда,
И если бы было собачье кино,
Вы были б "ведеттой", "звездой синемонда"
И Вы б Грету Гарбо забили давно.

Только в эту мечту мы утратили веру,
Нужны деньги и деньги, кроме побед,
И я не могу Вам сделать карьеру.
Не могу. Понимаете? Средств нет.

Вот так и живем мы. Бедно, но гордо.
А главное - держим высоко всегда
Я свою голову, а Вы свою морду, -
Вы, конено, безгрешны, ну а я без стыда.

И хотя Вам порой приходилось кусаться,
Побеждая врагов и "врагинь" гоня,
Все же я, к сожалению, должен сознаться -
Вы намного честней и благородней меня.

И когда мы устанем бежать за веком
И уйдем от жизни в другие края,
Все поймут: это ты была человеком,
А собакой был я.

Tadeusz Lubelski
O moim psie

Najważniejsze, że Pani jest człowiekiem.
Nieistotne, że Pani jest psem.
Wprawdzie różnią nas gusty, i rośnie to z wiekiem,
Ale naszej przyjaźni nie przewie nic, wiem.

Pani kobiet nie lubi — ja uwielbiam, przyznaję.
Pani lubi zapachy — a ja nie.
Ja piosenki bez sensu układam wytrwale —
Pani ufa, że Olimp poetą mnie zwie.

Kiedy wracam do domu — na ogół już świta,
Często jestem pijany, przybity i zły,
Pani jednak niezmiennie życzliwie mnie wita;
Tylko ogon się martwi, jak serce, więc drży.

Obserwuje mnie Pani z uśmiechem Giocondy
I gdyby istniało kino dla psów,
To podbiłaby Pani w mig „Cine-Monde'y",
Greta Garbo czołgałaby się u jej stóp.

Lecz przestaliśmy się tym marzeniem czarować,
Tutaj talent to mało, potrzebny szmal.
A cóż ja mógłbym w Pani start zainwestować?
Nic, krótko mówiąc. Brak rezerw. Żal.

Tak to właśnie żyjemy. Biednie, lecz dumnie,
I wysoko trzymamy — ja głowę, Pani łeb.
Pani całkiem bez grzechu, zaś wstydu brak u mnie;
Choć nie mamy niczego, wystarcza na chleb.

Chociaż nieraz się Pani w tym życiu zdarzało
Pogryźć wrogów, zadając im moc ciężkich ran,
Lecz i wtedy z reguły się okazywało,
Że to pies jest szlachetny, a nie jego pan.

I gdy wreszcie ustanie gonitwa za wiekiem
I nie trzeba się będzie zmagać z losem co dnia,
Każdy w końcu zrozumie: to Ty byłaś człowiekiem,
A psem — byłem ja!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz