Dym bez ognia - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński
Dym bez ognia

Tadeusz Lubelski

Tutaj zima... Na drzewach uśmiechów śniegowych przybywa
Coś nie wierzę, że Gwiazdka przybędzie po jednej z tych dróg.
Co dzień rano mój śmieszny maestro
Tak żałośnie na skrzypcach przygrywa,
A za oknem, pod niebem wśród wzgórz, obcy śpiewa mi Bóg.

Kiedyś dawno marzyłem, że będę mieć śliczne niemowlę,
Za to dziś, na odmianę, w klasztorze bym zamknąć się chciał.
A więc w myślach na klęczkach w kaplicy żarliwie się modlę,
A za chwilę już nie chcę się modlić,
Z powrotem bym śpiewał i grał.

Jakoś wszystko nie tak, jak wymyśla się nocą bezsenną.
Każdy wie, że nie zamknę się nigdzie,
Za dużo zebrało się znów...
Bo mam długi, kochankę i psa, i udrękę codzienną,
A to wszystko — to tylko ot, żart, dym bez ognia, gra słów.

Дым без огня

Вот зима. На деревьях цветут снеговые улыбки.
Я не верю, что в эту страну забредёт Рождество.
По утрам мой комичный маэстро
Так печально играет на скрипке
И в снегах голубых за окном мне поёт Божество!

Мне когда-то хотелось иметь золотого ребёнка,
А теперь я мечтаю уйти в монастырь, постареть
И молиться у старых притворов печально и тонко
Или, может, совсем не молиться, а эти же песенки петь!

Всё бывает не так, как мечтаешь под лунные звуки.
Всем понятно, что я никуда не уйду, что сейчас у меня
Есть обиды, долги, есть собака, любовница, муки,
И что всё это – так…пустяки… просто дым без огня!

Michaił Satarow







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz