Piosenka tonącego - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Piosenka tonącego


W pogodę ładną szliśmy na dno, na samiutkie dno,
Prysł w setki drzazg okręcik nasz i w morskiej legł topieli,
Na pożegnanie żaden z kumpli nic nie krzyknął, bo
Pływali trochę z sobą i bez słów się rozumieli.

Pod nami głębia, ot, mniej więcej, Filipiński Rów,
Nad nami śmiech szyderczy tych, co w wodę nas wpuścili
I rozganiały nasze ręce topiel znów i znów,
I jeślim wiedział wtedy coś - wiedziałem, że w tej chwili

Tonę, krzyczą nade mną rybitwy,
Tonę, we łbie spiralnie mi gra,
Myśl najszybsza z mych myśli gonitwy -
Czy mi uda się odbić od dna?

A jak to dno głęboko, czort je wie,
Widoczność jest ogólnie nie najlepsza,
Mam w skroniach młot i żebrzą płuca me
O jeden mały, życiodajny łyk powietrza!

Spostrzegam w wodzie przyjaciela, znam go z rejsów stu,
Ale gdy mnie pod wodą źle - ten się z lubością pluska,
Od pierwszej chwili płuca w skrzela się zmieniły mu,
Nóżki się zrosły, po czym je pokryła rybia łuska.

Drogi słuchaczu, z wyobraźni swej użytek czyń -
Już miały całkiem wciągnąć mnie odmęty złe, ponure,
Gdy nagle na tonących książek trafiam parę skrzyń
I od nich - gruch! Odbijam się i śrubą idę w górę!

Oddech biorę cudowny, szalony,
Oddech biorę i zaciskam dłoń,
Oddech, który mi nie da utonąć,
Gdy nade mną znów zamknie się toń!

A ci na górze nie widzieli mnie,
Widoczność jest ogólnie nie najlepsza
I oto zaczerpnęły płuca me
Nowy, wspaniały, życiodajny łyk powietrza!

I znowu tonę, a hen, w górze jest zielony brzeg,
I cichnie okrzyk: „SOS - Ratujcie nasze dusze!",
I nagle myśl mi się rozjaśnia, i pojmuję, że
To wszystko potrwa dłuższy czas, a ja po prostu muszę

Odbijać się, odbijać od wszystkiego, co się da,
Mądrzejszej filozofii nie żądajcie od tonących,
Bo tu, gdzie tonę, przypuszczalnie wcale nie ma dna,
A jeśli jest, nim znajdę je - tlen w płucach mi się skończy,

A ja muszę, po każdym odbiciu,
Oddech chwytać i zaciskać dłoń,
Oddech, co mnie utrzyma przy życiu,
Gdy nade mną znów zamknie się toń.

Ta myśl nadzieję wraca mi - bo, cóż,
Choć pieśń ta jest ogólnie nie do śmiechu,
Miast czuć na sobie podły, rybi śluz
Wybieram życie od oddechu do oddechu...

1989

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz