Żółty anioł - Aleksander Wertyński


Aleksander Wertyński, Mieczysław Święcicki
Żółty Anioł - Желтый ангел - The Yellow Angel

Tadeusz Lubelski

W paryskich restauracjach,
Na balach, na libacjach,
Gdzie błyszczy elektryczny tani raj,
Noc całą w głuchej męce Ja załamuję ręce
I wyśpiewuję tony smętnych bajd.

Grzmi, huczy jazz krzykliwy
I sfora małp kłótliwych
Pysk krzywi, wodząc za mną wzrokiem złym.
Ja na to im, pijany,
Zachwalam oceany
I kwiaty do szampana sypię im.

No, a kiedy wstaje ranek, sunę sennie przez bulwary,
Uciekają w strachu dzieci, nie mam siły już na wstyd.
Kartonowym macham mieczem
Klown zmęczony, błazen stary
I w promieniach mej korony dogorywa jasny świt.

Grzmi, huczy jazz krzykliwy
I sfora małp kłótliwych
Bożego Narodzenia wita dzień.
Ja, upojony winem,
Zasypiam nad pianinem
W tym huku dzikich i świątecznych brzmień.

Wybija zegar z wieży,
Odchodzą fordanserzy,
Orkiestry przebrzmiał finałowy tusz.
Choinka się nie świeci,
Nikogo przy bufecie,
A ja nie mogę głowy podnieść już.

Wtem z choinki wygaszonej żółty Anioł cicho skoczył:
„Ach, Maestro biedny, dosyć! Pan jest chory, czas iść spać.
Powiadają że pan tanga po spelunkach śpiewa w nocy,
Nikt w poczciwym naszym niebie
Wiary temu nie chciał dać."

Z zasłoniętą dłońmi twarzą srogiej mowy wysłuchałem,
Susząc łzy połami fraka, łzy cierpienia, wstydu łzy.
A wysoko, w modrym niebie, boże świece dogasały,
Zasmucony żółty Anioł pośród nich bez śladu znikł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz