Krystyna Janda
Mój pejzaż
Adam Kreczmar
Ni morza stalowego fale napastliwe
Ni Tatry, chmur drapacze wyższe niż Manhattan
Ni Białowieskiej Puszczy dęby wiecznie żywe
Ani w wieże wawelskie wmurowane lata.
Ale rak, co go dotąd jeszcze nikt nie złapał
Ale kobiałka wczesnych, zakurzonych śliwek
I koza prowadzona gdzieś za rogi krzywe
I oset, który bosą piętę mi podrapał.
Nie trasy, autostrady, Novotel, Intraco
Ani stada dyskotek w stroboskopów smudze
Smokingowe night cluby wzbronione pętakom
Ni pachnące salony elektrycznych złudzeń
Ale rynek miasteczka unurzany w nudzie
I dach z przegniłych gontów, dobrze znany ptakom
Ciepły chleb o nieznanym, zapomnianym smaku
I drzwi wąskie, skrzypiące, a za nimi - ludzie
Mój pejzaż
Adam Kreczmar
Ni morza stalowego fale napastliwe
Ni Tatry, chmur drapacze wyższe niż Manhattan
Ni Białowieskiej Puszczy dęby wiecznie żywe
Ani w wieże wawelskie wmurowane lata.
Ale rak, co go dotąd jeszcze nikt nie złapał
Ale kobiałka wczesnych, zakurzonych śliwek
I koza prowadzona gdzieś za rogi krzywe
I oset, który bosą piętę mi podrapał.
Nie trasy, autostrady, Novotel, Intraco
Ani stada dyskotek w stroboskopów smudze
Smokingowe night cluby wzbronione pętakom
Ni pachnące salony elektrycznych złudzeń
Ale rynek miasteczka unurzany w nudzie
I dach z przegniłych gontów, dobrze znany ptakom
Ciepły chleb o nieznanym, zapomnianym smaku
I drzwi wąskie, skrzypiące, a za nimi - ludzie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz