Jacek Wójcicki
Romans śpiewny, romans głuchy
Monika Partyk
Działa się w Krakowie
A zresztą może nie tam
Rzecz, o której wam opowiem
Bo ją dobrze znam
Był tam kiedyś muzyk
Z duszą zbyt czułą, by żyć
Który śpiewał dla swej muzy
Jasnej niczym świt
Boże, jakże on dla niej śpiewał
Nieba chyląc do jej stóp
Aż na Plantach w liście na drzewach
Wieczną miłość wplótł
Boże, jakże on dla niej śpiewał
Nieba, co to był za głos
Jakże on się ludziom tak nie bał
Z serca robić wosk
Co dzień tak przez Rynek
A może i dalej gdzieś
Niby rwący potok płynie
Ich miłosny śmiech
Lecz czy zbyt serdeczna
Radość, że wnet ściął ją mróz
Gdy dzieweczkę na saneczkach
Anioł niebem wiózł
Boże, jaką żegnał ją pieśnią
Nie śnią takiej drozd ni kos
Aż krzyczały Planty czereśnią
W tę zimową noc
Boże, jaką żegnał ją pieśnią
Pieszcząc jej sukienki brzeg
Tylko czemu, czemu tak wcześnie
Ten łabędzi śpiew
Działo się w Krakowie
A zresztą może nie tam
To, co dalej wam opowiem
Bo historię znam
Stary tenże muzyk
Bo czas się wciska jak kurz
Nie zaśpiewał dla swej muzy
Odtąd nigdy już
Boże, jak on dla niej oniemiał
Nieba jej nie mogąc dać
Aż na Plantach siwe w krąg drzewa
Co nie chciały spać
Boże, jak on dla niej oniemiał
Ziemia nie zna takich cisz
A mnie w uszach pieśń jego niema
Śpiewa aż do dziś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz