Pani, Oleńko, jest kaprysem.
W Pani teatrze gram ogony.
Bywam łasicą, kuna, lisem...
Ja-pogardzany. Ja-szalony!
Pani, Oleńko, jest chimerą.
Skalna do Pani wiedzie dróżka.
Przy Pani jestem nicpoń, zero,
bezsenny więzień Pani łóżka.
Błądzę po Pani dłoniach wonnych,
na wzgórza trafiam i polany...
To ja-wędrowca. Paź dozgonny.
Pół-odtrącony, pół-kochany.
Płonę przy Pani jak Medea,
jak melancholii nocnej ćma,
a w dali wschodzi orchidea,
którą kto inny Pani da...
W Pani teatrze gram ogony.
Bywam łasicą, kuna, lisem...
Ja-pogardzany. Ja-szalony!
Pani, Oleńko, jest chimerą.
Skalna do Pani wiedzie dróżka.
Przy Pani jestem nicpoń, zero,
bezsenny więzień Pani łóżka.
Błądzę po Pani dłoniach wonnych,
na wzgórza trafiam i polany...
To ja-wędrowca. Paź dozgonny.
Pół-odtrącony, pół-kochany.
Płonę przy Pani jak Medea,
jak melancholii nocnej ćma,
a w dali wschodzi orchidea,
którą kto inny Pani da...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz