Ballada o romansach - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Ballada o romansach

Gdy się miłością zakochałem pierwszą,
było to w chwili, wierzcie, jeśli chcecie,
gdy Konopnickiej czytywałem wiersze
gdzieś pod kasztanem na Uniwersytecie.
Lecz choć w piwnicznej izbie nad kieliszkiem
z tamtą dziewczyną często siadywałem,
rzecz ta wspólnego miała z Konopnicką
niezmiernie mało... ogromnie mało...

Przyszedł uczucia nowy zryw w Zachęcie
a z nim zachęta nowa i podnieta,
druga dziewczyna patrzyła zawzięcie
w mistrzowskie płótno pędzla E. Maneta.
Szybko urządzam na trawie śniadanie,
lecz ta dziewczyna – rzecz to niewesoła –
miała wspólnego z tą z obrazu panią
niewiele zgoła... niewiele zgoła...

Do poetyckich strof powracam znowu,
i do porównań znów znajduję temat –
trzecia dziewczyna przyszła, gdy w połowie
czytałem wieszcza Adama poemat.
Jest puszcza głucha, i chatka leśniczego,
lecz ta dziewczyna, wierzcie, przyjaciele,
miała z dziewicą-bohater wspólnego
również niewiele... bardzo niewiele...

Dziś już podbojów nowych nie próbuję,
i – choćbym chętnie robił to masami –
wierszy nie czytam, dzieł nie kontempluję
i nie oglądam się za dziewczynami.
I do tej chwili aż będę ponury,
i do tej chwili nie wyjrzę z ukrycia,
aż się malarstwo i literatura
zbliży do życia... do życia!

1966

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz