Bynajmniej - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Bynajmniej

Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu
Choćby najbardziej pobieżnym,
Że się spotkali pan ten i pani
W pociągu dalekobieżnym.
Ona - na pozór - duży intelekt,
On - jakby trochę mniej,
Ona z tych, co to pragną zbyt wiele,
On szeptał jej:

Za kim to, choć go przedtem nie znałem,
Przez ciasny peron się przepychałem?
Za panią, bynajmniej za panią!
Przez kogo płonę i zbaczam z trasy,
Czyniąc dopłatę do pierwszej klasy?
Przez panią, bynajmniej przez panią!
Byłem jak wagon na ślepym torze,
Pani zaś cichą stać mi się może
Przystanią, bynajmniej, przystanią...
Mówię, jak czuję - mówię, jak muszę,
Gdzie pani każe - tam z chęcią ruszę
Za panią, bynajmniej za panią!

Ta pani tego pana niszczyła
Przez cztery stacje co najmniej,
Zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła
Użycie słowa "bynajmniej".
A on? On w końcu nie był zbyt tępy,
Cokolwiek przygasł - to fakt,
Ale ogromne zrobił postępy,
Mówiąc jej tak:

Człowiek czasami serce otworzy.
Kto go zrozumie? Kto mu pomoże?
Nie pani, bynajmniej nie pani!
I kto, nie patrząc na tą zdania składnię,
Dojrzy, co człowiek ma w sercu na dnie?
Nie pani, bynajmniej nie pani!
U pani, proszę pani, wszystko jest proste:
Myśli są trzeźwe, słowa są ostre
I ranią... Cholernie mnie ranią!
I wiem, że jeśli szczęście dogonię,
W cichej przystani się kiedyś schronię,
To nie z panią... Bynajmniej nie z panią!

Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu,
Które jest prawie skończone,
Że gdy rozstali się ten pan z panią,
Szedłem za nimi peronem
I wtedy tego, co się zatliło
I uleciało gdzieś w dal,
Przez małą chwilę mi się zrobiło
Bynajmniej żal...

1968

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz