Barbara Krafftówna
Edward Dziewoński
Wesoły deszczyk
Jeremi Przybora
Jak niegdyś Danae
(że wspomnę dla przykładu),
przez lata już całe
mam słabość do opadów.
Byle spadł deszcz lub grad –
milszy mi jest świat.
Gdy dach mi przecieka,
podstawiam ja naczynka –
i już mnie urzeka
kropelek sonatinka:
plim, plum, plam, plam, plum, plim,
Ach, jak miło z nim –
gdy…
w schludnej mej izdebce
pada sobie deszcz!
Chlupie, chlapie, drepce, chłepce,
szepce też.
To cieniuteńką stróżką
zdobi sufit w szereg map,
to mi znów na łóżko –
cichutko kap, kap, kap.
A chociaż deszczyk
to jest rodzaj kolosalnych łez –
to mi chlup, chlup, chlup,
to mi chlap, chlap, chlap,
to mi plum, plum, plum,
to mi kap, kap, kap,
to mi wesolutko
z deszczykiem moim jest!
I zamiast naiwnie
na deszczyk utyskiwać –
ja myślę, przeciwnie,
o jego pozytywach –
o tym, że
życie czcze,
gdy ustają dżdże.
Z deszczyka jest grzybek,
zeń woda jest dla rybek,
zeń owoc dla drzewek
i groszek dla marchewek,
z jego ros
krzepnie kłos –
więc się cieszę w głos,
gdy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz