Dziecię tkaczy - Jeremi Przybora

Wiesław Michnikowski
Dziecię tkaczy

Jeremi Przybora


Tata z mamą w domku naszym,
by dobrobyt zawsze trwał,
cichy warsztat na poddaszu
mieli, który głośno tkał.
Pomagała tkać im praczka,
którą czkawki wstrząsał szok.
Gdy pełzałem na czworaczkach
już nade mną cały rok...

Tatka tka i matka tka,
a praczka czka
i też tam tka.

Rosłem sobie na smarkaczka
nerwowego, bo wśród gier
cichy warsztat głośno warczał
i zadręczał mnie ten szmer!
Na dobitkę praczki czkawki
nie ustają, jak na złość.
Z rączek lecą mi zabawki,
bo nade mną wciąż, psiakość!

Tatka tka...

Gdym na tyle był dojrzały,
by do dziewcząt trochę lgnąć,
Dziunię oczy me ujrzały
i nie mogłem ich z niej zdjąć.
Czas na łąkach się pędziło,
chociaż nieraz zimno nam.
No bo w domu - jak by było?
Tutaj wielbię ją, a tam...

Tatka tka...

Gdy dożyliśmy tej chwili,
kiedy ślub nam przyszło brać,
to rodzice się zgodzili,
lecz zaczęli więcej tkać.
Tylko trochę jadła skubną
i już pędzą wątek pleść.
I na przykład - w noc poślubną,
nagle, tuż nad nami - cześć!

Tatka tka...

W kilka lat zrządzeniem losu,
pracowity tata zgasł,
potem mama w ten sam sposób
z praczką opuściły nas.
Potem żona po kryjomu
znikła z panem z vis a vis.
Może teraz spokój w domu?
Gówno! W nocy straszą i...

Tatka tka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz