Zdzisio po latach - Wojciech Młynarski

Wojciech Młynarski
Zdzisio po latach


To było w Zakopanem zimą,
osiemdziesiąty drugi rok,
pod knajpą „Jędruś” mnie zatrzymał
utkwiony we mnie smutny wzrok.
Ten wzrok znajomy wydał mi się
i, spójrzcie państwo, któżby zgadł –
znowu spotkałem się ze Zdzisiem,
typkiem z piosenki, tej sprzed lat.

Tak jest – to był mój Zdzisio,
o parę lat starszy,
paletko wciąż to samo
i beret na głowie.
Pokiwał na mnie palcem
i szepnął: „Młynarczyk,
uważaj no, Młynarczyk,
chodź, chodź, coś ci powiem...”.

To było zimą w Zakopanem,
osiemdziesiąty drugi rok,
gdy ze wzruszeniem niekłamanym
zwróciłem w stronę Zdzisia wzrok
i wszystko było, jak przed laty –
zgarbiony kark i dłoni ruch,
beret naleśnik, szalik w kratę,
to samo oko, ten sam chuch.

A Zdzisio spojrzał na mnie
i jak nie zawarczy,
jak gdyby był wkurzony
i o coś się gniewał,
a treść warkotu brzmiała:
„Uważaj, Młynarczyk,
nie śpiewaj dla tych kurwów,
nie śpiewaj, nie śpiewaj...”.

To w Zakopanem zimą było,
już temu ładnych parę lat,
po chwili trochę przykurzyło,
śnieg zasypywał Zdzisia ślad...
A ja zostałem trochę blady,
wpatrzony w tamten ślad na skos –
potrzebowałem przecież rady
i wciąż mnie gonił Zdzisia głos.

I zawsze gdy mnie trudnym
wyborem obarczy,
to moje durne życie
w stolicy, w powiecie –
tylekroć mnie dogania
głos Zdzisia: „Młynarczyk,
i gna przez ciepłe maje i śnieżne zamiecie

uważaj no, Młynarczyk...”,
a dalej już wiecie...

1984

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz