Ballada o bezrybiu - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Ballada o bezrybiu


Zarósł rzęsą akwen przeczysty
i wśród mętnej, przytrutej wody
porzuciły rybki perlisty,
srebrnołuski taniec swobody.
A balladki ciąg dalszy taki,
że ze szlamu na dnie jeziorka,
wypełzały wieczorem raki
w różowiutkich bardzo humorkach:
stary rak, co celu nie chybia
rozmarzony szeptał do kmotra:
jak się zrobi pełne bezrybie,
to ja będę tu za jesiotra,
a raczyca, wredna starucha
podpuszczała męża - idiotę
truj tę wodę, przestróg nie słuchaj,
na bezszprociu ujdę za szprotę!


Hejdadana-dana-hej baba-riba
od maja do stycznia
na bezrybiu i rak ryba
jak to brzmi prześlicznie!
Na bezrybiu i rak ryba
co za hit przesłodki!
W związku z czym przystąpię chyba
do kolejnej zwrotki:

Więc zrobiły raki bezrybie,
czego mamy widoczne skutki,
na łakocie nikt już nie dybie,
sera w stawie zbrakło i wódki
precz wywiozła pełna amfibia
wszystkie ryby: świeże, nieświeże,
ale mimo gigant bezrybia
nikt za rybę raka nie bierze!
W noc wiosenną, majową, duszną
jęk się niesie, cichy jęk raczy,
że teoria ze wszech miar słuszna
tak się w życiu sprawdzić nie raczy!
W noc wiosenną, nockę majową,
gdzie szuwary mgiełka zasnuwa
chrzęst się niesie zwojów mózgowych,
raki myślą: skąd ta obsuwa?

A my co? My na to hej baba-riba,
my się nie przestraszym!
Na bezrybiu i rak ryba,
ale nie na naszym!
Takie hasło w czas odnowy
wznieść postanowiłem
nim z rakami ruszę znowu
w jasną przyszłość. Tyłem

1991

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz