Ballada o strachu na wróble - Wojciech Młynarski


Wojciech Młynarski
Ballada o strachu na wróble

Kiedy powiał na burzy znak,
Wiatr gorący, gniewny, szalony,
Strach na wróble runął na wznak
Na zdumione szare zagony.
Wróble bały się go na śmierć,
Więc bezczelnie radosną zgrają
Obsiadały pękniętą żerdź
I dziobały stracha śpiewając:
No i przed kim myśmy tak bladły
Spójrz no, siostro, popatrz no, brachu,
Strachu marny, strachu upadły,
Nie napędzisz nam więcej strachu.
Lecz sąsiedzi, ilu ich jest,
Niespokojne dawali znaki,
Że bez stracha, tak całkiem bez
Coś ten zagon jakiś nie taki,
I ekonom potężny drąg
Dokolutka oblał betonem
I wybąkał, zrozumta no,
Strach być musi nad tym zagonem.
Kurtę dał mu z blachy stalowej,
Kurta twarda, droga młodzieży,
Więc jak chcecie sobie podziobać,
Dźióbta raczej tego, co leży.
Zaćwierkały wróble, ach, ach
Szarym, smutnym, zmęczonym chórem,
Ciągle dziobać upadły strach
To zajęcie raczej ponure.
Ekonomie, cieknie twój dach,
Fundamenty gniją w twym domu,
Gdy domowi zagraża krach,
Czyż na stracha nie żal betonu?
Dom ratujmy zamiast rychtować
Kolejnego stracha ze stali,
Bo jak wielki wiatr dmuchnie znowu,
Strach zostanie, a dom się zwali.

1981

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz