Ballada o dwóch zegarach - Roman Sadowski


Irena Santor
Ballada o dwóch zegarach

Roman Sadowski

Kiedyś, o jednej godzinie
Na rogu wspomnień i milczeń
Zegar, ten z placu Trzech Krzyży
Rozmawiał z zegarem, tym z Wilczej

Ten z Wilczej cedził minuty
Powoli sypał je miastu
Ten z placu brzęczał pośpiesznie
Tak jakby mało miał czasu

Dokąd tak gonisz, staruszku
Ten z Wilczej zegar zapytał
Przecież od tego pośpiechu
Sprężyna jak serce ci zgrzyta

Ten z placu uniósł wskazówkę
Powoli, boć to już antyk
I z tamtym trącił się gwiazdą
Aż zadzwoniły kuranty
Bim bam, bim bam

Widzisz - zaskrzypiał po chwili
Ty już tu możesz tak chodzić
Możesz się nigdzie nie śpieszyć
Szczęśliwi nie liczą swych godzin

A ja tu szedłem i szedłem
Po bruku brudnym i twardym
Na którym ludzie ginęli
A cóż dopiero zegary

Śpieszę więc teraz, by zdążyć
Wspomnienia smutku w ulicach
Zdmuchnąć jak pianę z obłoków
Zmętniałą na kuflu księżyca

I długo jeszcze gwarzyły
I tyle jeszcze wiem o nich
Że sen je zmorzył serdeczny
I zapomniały zadzwonić
Bim bam, bim bam

A gdzieś tam tramwaj zazgrzytał
I gdzieś tam świt już posiwiał
Bo nawet i bez zegarów
Czas nieustannie przepływa
Bim bam, bim bam, bim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz