Zenobia - Antoni Marianowicz


Jerzy Wasowski, Ewa Konstancja Bułhak - Zenobia

Antoni Marianowicz

Zenobia z przyjmowania gości
Dość znaczne miała oszczędności
Aż jeden, czarny pysk go zwą
Na miłość zdołał nabrać ją

Lubieżnie szeptał, o Zenobio
Tu ją przycisnął, tam ją objął
Aż wpół omdlała rzekła, tyś
Słoneczkiem jasnym mym od dziś

Gdy wynosili się klienci
Kochała jego bez pamięci
A on w jej łożu, w siódmym z nieb
Wytężał męskość swą i łeb

Jej ciało pieszcząc ten zuchwalec
Wciąż kombinował, gdzie jest szmalec
A gdy po chlebuś rano szła
Przetrząsał każdy kąt, raz dwa

Żadnego nie znał on moresu
Przerzucał kiecki oraz dessous
Rozbierał piec, w podłodze rył
I nawet w mąkę paluch wbił

Aż kiedyś, było to we wtorek
W pazerne łapy wpadł mu worek
Na plecy go zarzucił w mig
I jak sen jaki złoty znikł

Zatkało z żalu aż Zenobię
Zawyła, co ja biedna zrobię
I robić jęła to co wprzód
Nie straszny bowiem był jej trud

Bo tak już zdarza się wśród ludzi
Ze jeden poci się i trudzi
Nie szczędząc swoich sił jak kiep
A drugi woli łatwy chleb

Obrazy: Adolfo Busi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz