Marian Hemar
Warszawa 1934
W połowie marca, w jeden z pierwszych dni wiosny,
Dostrzegłem źdźbła młodej zieleni na skwerku, w zrudziałej trawie.
Ten fakt wydał mi się dziwnie żałosny.
Zrozumiałem, jak bardzo jestem obcy w Warszawie.
We Lwowie było inaczej. Tam czułem jej oddech na karku -
Śnieg topniał i chłodem wiało, a ja już o niej wiedziałem,
Gdym na spotkanie z nią w nocy biegł do Stryjskiego parku
Rzucała mi się na usta półnagim pachnącym ciałem.
Raz jeszcze być chłopcem płonącym
Głową w wiosenny wiatr wpartym!
Marzyć o tomie wierszy, kochać się w tamtej pani...
O wiosno w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym -
Jesteśmy oboje zbłąkani.
Warszawa 1934
W połowie marca, w jeden z pierwszych dni wiosny,
Dostrzegłem źdźbła młodej zieleni na skwerku, w zrudziałej trawie.
Ten fakt wydał mi się dziwnie żałosny.
Zrozumiałem, jak bardzo jestem obcy w Warszawie.
We Lwowie było inaczej. Tam czułem jej oddech na karku -
Śnieg topniał i chłodem wiało, a ja już o niej wiedziałem,
Gdym na spotkanie z nią w nocy biegł do Stryjskiego parku
Rzucała mi się na usta półnagim pachnącym ciałem.
Raz jeszcze być chłopcem płonącym
Głową w wiosenny wiatr wpartym!
Marzyć o tomie wierszy, kochać się w tamtej pani...
O wiosno w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym -
Jesteśmy oboje zbłąkani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz