Lenora - Marian Hemar


Marian Hemar - Lenora

Dziś w nocy o północy przyjadę pod twój dom,
Konia sobie pożyczę z Bürgerowskiej ballady,
Wszystkimi ulicami naraz, jak wicher, płonący i blady
Spadnę w zielony i śpiący kamienic milczący złom.

Zbudzi cię łopot kopyt i podków postuk o bruk
I wybiegniesz do mnie na palcach, w bieliźnie, spłoniona -
Kiedy cię porwę na siodło i zamknę w czarne ramiona,
Oczy nam nagle wykolę dziobem noc czarna jak kruk.

Miasto się skuli i skoczy, i pomknie w tył,
I droga biec ku nam będzie miękkim wężowym poddaniem,
Gdy czworgiem kopyt bruk zacznie siec i rozbijać w pył
Mój koń, czarny koń rozpasany północą, wichurą, krwi graniem.

Aż nagle, gdy usta twe blade wyłuskam z mroków
I przywrę do nich zębami, koń jęknie i szarpnie wędzidła,
Łbem rzuci, dęba się wspnie, parsknie płomieniem i z boków
Białe i oszalałe, wspaniałe wytrysną mu skrzydła.

Wtedy przegryzę twe gardło białymi zębami,
Nabrzmiała obłędnym tętnem żył eksploduje mi z hukiem skroń,
Noc czarna krwią się zachłyśnie, czerwoną krwią się poplami -
Skoczym! I w przepaść się stoczym - o głazy roztrzaska się koń.

A na drugi dzień spotkamy się na ulicy,
B. spokojni, bladzi i dobrze ubrani.
Będziesz stać przed wystawą, a ja wyjdę obok, z przecznicy,
Ukłonię się nisko, jak zwykle, i powiem: dzień dobry pani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz