Pod Budą
Zwykłe babskie gadanie
Andrzej Sikorowski
Mój ojciec podobno
Miał krzepę nie lada
I zawsze świerzbiły go dłonie
I z żadną się władzą pokornie
Nie zgadzał, wciąż mawiał
Że jutro już koniec
Więc kiedy wychodził
By w wieczór się wtopić
I sprawy rozwiązać zawiłe
To matka płakała, bo bała się nocy
I cicho do niego mówiła
Nie chodź kochany na wiec
Posiedź tu lepiej w domu
Wiem, że to ważne, lecz
Jesteś potrzebny komuś
Komuś kto dom nasz zna
Jak swoich palców pięć
Kto tylko ciebie ma
Nie chodź kochany na wiec
A dzisiaj pielucha i ciepła poducha
I życie jak z miodem naleśnik
Przez radio otucha się leje do ucha
I radość, że w przodzie jesteśmy
I tylko czasami
Gdy w oczach masz wicher
I drzwi zatrzaskujesz za sobą
W obawie przed nocą
W oddali gdzieś słyszę
Przed laty mówione tak słowa...
Zwykłe babskie gadanie
Andrzej Sikorowski
Mój ojciec podobno
Miał krzepę nie lada
I zawsze świerzbiły go dłonie
I z żadną się władzą pokornie
Nie zgadzał, wciąż mawiał
Że jutro już koniec
Więc kiedy wychodził
By w wieczór się wtopić
I sprawy rozwiązać zawiłe
To matka płakała, bo bała się nocy
I cicho do niego mówiła
Nie chodź kochany na wiec
Posiedź tu lepiej w domu
Wiem, że to ważne, lecz
Jesteś potrzebny komuś
Komuś kto dom nasz zna
Jak swoich palców pięć
Kto tylko ciebie ma
Nie chodź kochany na wiec
A dzisiaj pielucha i ciepła poducha
I życie jak z miodem naleśnik
Przez radio otucha się leje do ucha
I radość, że w przodzie jesteśmy
I tylko czasami
Gdy w oczach masz wicher
I drzwi zatrzaskujesz za sobą
W obawie przed nocą
W oddali gdzieś słyszę
Przed laty mówione tak słowa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz