Anty-Leonora - Konrad Ujejski


Tadeusz Woźniak i in.
Anty-Leonora


Konrad Ujejski

Parodystyczne ujęcie jednego z wątków
ballady "Lenora" Gottfrieda Augusta Bürgera

Altana - w altanie na zbrojnym kolanie
Bieluchna się ścieli sukienka,
Włos złoty w nieładzie na pancerz się kładzie,
O szyję okręca się ręka.

Do piersi pancernej w boleści niezmiennej
Dziewczyna się tuli a wzdycha
I usta z korali przykłada do stali,
I płacze, i modli się z cicha.

O nie płacz, niebogo, cóż łzy nam pomogą,
O, nie płacz i troskę zdejm z czoła,
Wszak moją znasz duszę, to rzucić cię muszę,
Bo na mnie kraj woła - Bóg woła!

O, nie płacz, bądź zdrowa - tam księżyc się chowa
I miga w orszaku orężnym,
Miłością niezłomną bądź dla mnie przytomną,
A będę walecznym i mężnym.

Bądź zdrowa - gdy wrócę, całunkiem ocucę
Półsenne twe oczy nad rankiem,
Przed Marii obrazem klękniemy - i razem
Różanym otoczym ją wiankiem.

A jeśli ja w boju polegnę w spokoju,
Powrotu nie znając sposobu,
Ty w smutku usiędziesz i wierną mi będziesz,
Wszak prawda, do grobu?”
”Do grobu!”

A jeśli to życie obrzydnie ci, dziecię,
I ludzie zaciążą nad tobą,
Gdy płacz twój posłyszę, grób rzucę i ciszę,
Przylecę - i wezmę cię z sobą!

I skoczył w strzemiona, i zniknął, a ona,
Jak posąg kamienna i biała,
Za śladem kochanka patrzała do ranka,
Do ranka za lubym płakała.

I w smutku usiadła, i więdła, i bladła,
Jak posąg kamienna i biała,
Za śladem kochanka patrzała do ranka,
Do ranka za lubym płakała.

I łzami się myła, i wierną mu była,
Ach, wierną mu była rok cały;
Aż oto po roku gościńcem o zmroku
Z wyprawy wojaki wracały

Więc gdy ich spostrzegła,
Na ganek wybiegła
I widział ją każdy, i minął.
Więc poszła za nimi i usty drżącymi
Spytała:
Czy zginął?
Ha, zginął!


I w smutku usiadła, i więdła, i bladła,
I wierną mu była rok drugi;
Aż oto wieczorem tłum stanął przed dworem,
Książęce to swaty i sługi.

I w cichej jej chatce
Skłonili się matce
I rzekli:
On pan nasz bogaty,
Twe dziecię pieszczone
chcąc pojąć za żonę,
śle dla niej klejnoty i szaty.

I stało się w końcu,
Że raz przy miesiącu,
Obwiana róż leśnym zapachem,
Do ciemnej świetlicy starej czarownicy
Panienka wstąpiła ze strachem.
I rzekła:

O stara! Bóg ze mną i wiara,
Wszak próżne łzy moje przed Bogiem,
Mnie matka chce zgubić i chce mnie zaślubić
Nie z moim, lecz z innym,
więc z wrogiem!

A mój już nieżywy, on teraz senliwy
W bezkresnym marzeniu spoczywa
I nieraz śród ciszy, gdy płacz mój usłyszy,
To zadrży i z trumny się zrywa.

Bo mówił, że ptakiem swym czarnym rumakiem
Na głos mój przyleci w noc ciemną,
A ja mu bez lęku usiądę na łęku
I wróci do grobu już ze mną.

Więc, stara, co żywo snuj czarów przędziwo,
Bo dzień już wyznaczon do ślubów,
Lecz wprzód się zastanów, czy w imię szatanów,
Czy zwołać go w imię cherubów.

A stara po głowie coś szuka, nim powie:
Nie pierwsza to dla mnie, nie pierwsza…
Jak, czym się uprzędzie, dość, że płótno będzie,
O moja panienko najszczersza.

Więc w kotle zawarzy i nad nim coś gwarzy,
I rzuca weń różne zaklęcia,
I zioła wprost z rosy, i kochanka włosy,
I złoty pierścionek od księcia.

I czarem, i głosem walczyłam z twym losem,
Przeklęstwo książęcym więc rodom!
Na piorun, co w niebie! W dzień ślubu po ciebie
Przyleci twój miły...Idź do dom

Ranek przedślubny - pannę młodą stroją,
A ona siedzi nieruchoma, blada;
Przy niej służebne z klejnotami stoją,
A ona cyprys do czoła przykłada
I czarną wstążkę upina do boku,
A zamiast pereł zawiesza łzy w oku.

I patrzy do okna, i patrzy do sieni,
Czy miły nie zlata na koniu z płomieni;
Jak dwojgiem jaskółek, tak wodzi oczyma,
A ducha jak nie ma, tak nie ma!

Czas do kościoła, powiedli ją swaty,
Sześć białych koni ciągnęło ją z trudem.
Snadź z ciężkim sercem wyjechała z chaty,
Przy ołtarzu czekał już ksiądz z ludem.

Uklękli razem na perskim kobiercu,
Ręka przy ręce, serce nie przy sercu.
I wstali, świątynia łamała się w cieniach,
Ptak nocny obudził łoskot po sklepieniach
I błysk a jej oko, i łono się wzdyma,
A ducha jak nie ma, tak nie ma!

Zamek. Już zamek cały pływa w złocie
Wieńcami świateł lśni ogród nad wodą.
A na dziedzińcach poją chłopstwa krocie,
By dobrym krzykiem zwitać księżnę młodą
Ryknęły tłumy nie głosem człowieka:
Łożnica czeka - a północ ucieka...

Łożnica jak łabądź, jak skrzydła - kolumny,
A jej się zdawało, że wchodzi do trumny,
Więc wezwie wszech świętych i oddech zatrzyma,
A ducha jak nie ma, tak nie ma!

Ranne ją słońce zbudziło promykiem,
Przetarła oczy, odchyla kotarę,
Przed nią stał książę, a więc mu z okrzykiem
Rzuca na szyję białych ramion parę;
I poszli razem na kwietne terasy,
Oboje pełni swobody i krasy.

Różanna jutrzenka rozwoniła kwiaty,
I jakieś ją nowe otoczyły światy,
I mdlała w błogości, i serce jej biło,
Ot dobrze, że ducha nie było!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz