Pod Budą
Najszybsze domy świata
Andrzej Bianusz
To zdarzyło się w Warszawie
Pełnia szczęścia albo prawie
Dom był tuż, starczyłoby wyciągnąć dłoń
Już myślałem, jednym słowem
Że otworzę drzwi wejściowe
Gdy dom wierzgnął i mnie odbiegł tak jak koń
Fakt ten lekko mnie zamroczył
Próbowałem przetrzeć oczy
Lecz tym bardziej oczywisty stał się fakt
Fakt, co bardzo mnie rozżalił
Dom ode mnie się oddalił
Nie miał prawa, lecz to zrobił, nie wiem jak
No czy to słyszał kto, żeby uciekał dom
Dom ma być, dom ma tkwić, w miejscu stać
Dom to stałości wzór, w każdej więc z roku pór
Dom ma trwać tak jak mur, a nie wiać
Rozmyślając małowiele
Jąłem kusić go portfelem
Jego wnętrzem, tym najsłodszym z wszystkich wnętrz
Tam banknoty - no wprost w kłębach
Cała pensja - a dom dęba
Ja mu znowu, a dom zaczął wierzgać wręcz
Widok sieczki go przestraszył
Trochę więc zielonej paszy
Dołożyłem, dom próbując skusić tym
Lecz i to nie pomagało
Czyżby mu nie smakowało
Lub zielonki było mało w worku mym
No czy to słyszał kto...
Co wam będę tu nawijał
Rok kolejny oto mija
Sam już nie wiem, czy pamiętam, który to
Co czas jakiś co sił w płucach
W pogoń się za domem rzucam
I nie mogę się przybliżyć ni na krok
Ciągle się z chwyceniem spóźniam
A mój dom jak koń się uśmiał
Bo potrafi być złośliwy taki dom
Lat przybyło mi przez lata
A najszybsze domy świata
Ironicznie na zapleczu snów mych rżą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz