Agnieszka Osiecka
Piosenka o polskiej drodze
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy drogą z krzywych wierzb,
tą swojską, rosochatą?
Rozkołysaniem sadów,
szlakami ptasich nóg,
czy mapą nowych hut
nad stołem rozpostartą,
czy drogą, którą mości radosnych haseł bruk?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy iść ulicą tą,
przy której stary ślusarz
do kancelarii swej otwiera co dzień drzwi?
Przecierać smutne szkła?
Oglądać przyszłość w fusach,
księgować swoje marzenia
i liczyć cudze dni?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy drogą, co do urn
z pieśniami i kwiatami
śpieszyli pełnoletni wybierać sobie rząd?
Czy biec na stadion ten,
skąd spity refrenami
ponury nastolatek po inny sięga ląd?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy iść dywanem tym,
gdzie szepty dyrektorskie
wsiąkają monotonnie
w potulne ściany biur?
Czy krzycząc gnać pod wiatr,
ratować co w nas boskie,
pilnować, żeby serca nie uschły nam na wiór.
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy przez przychylność rat
urządzić sobie dom,
zanurzyć się po uszy w tapczanu miękki puch.
Czy zerwać się i łbem we własny walnąć kredens,
i nie bać się, i nie bać,
gdy cios mi odda w brzuch?
Czy zbudzą mnie jarzębin chichoty wśród asfaltu,
sąsiada wzrok spokojny, mleczarza krok u drzwi.
Czy znowu jak hrabina pijana wrócę z rautu
i będą znów niedziele i takie sobie dni?
Pytam – którędy to do Polski?
bo jeśli chociaż raz potrzeba mojej ręki,
bo jeśli chociaż jeden mnie potrzebuje kłos,
to jakże pożałować mam życia i piosenki,
gdy cały kraj woła: – Obywatelu, oddaj głos.
Piosenka o polskiej drodze
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy drogą z krzywych wierzb,
tą swojską, rosochatą?
Rozkołysaniem sadów,
szlakami ptasich nóg,
czy mapą nowych hut
nad stołem rozpostartą,
czy drogą, którą mości radosnych haseł bruk?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy iść ulicą tą,
przy której stary ślusarz
do kancelarii swej otwiera co dzień drzwi?
Przecierać smutne szkła?
Oglądać przyszłość w fusach,
księgować swoje marzenia
i liczyć cudze dni?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy drogą, co do urn
z pieśniami i kwiatami
śpieszyli pełnoletni wybierać sobie rząd?
Czy biec na stadion ten,
skąd spity refrenami
ponury nastolatek po inny sięga ląd?
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy iść dywanem tym,
gdzie szepty dyrektorskie
wsiąkają monotonnie
w potulne ściany biur?
Czy krzycząc gnać pod wiatr,
ratować co w nas boskie,
pilnować, żeby serca nie uschły nam na wiór.
– Ludzie, którędy to do Polski?
Czy przez przychylność rat
urządzić sobie dom,
zanurzyć się po uszy w tapczanu miękki puch.
Czy zerwać się i łbem we własny walnąć kredens,
i nie bać się, i nie bać,
gdy cios mi odda w brzuch?
Czy zbudzą mnie jarzębin chichoty wśród asfaltu,
sąsiada wzrok spokojny, mleczarza krok u drzwi.
Czy znowu jak hrabina pijana wrócę z rautu
i będą znów niedziele i takie sobie dni?
Pytam – którędy to do Polski?
bo jeśli chociaż raz potrzeba mojej ręki,
bo jeśli chociaż jeden mnie potrzebuje kłos,
to jakże pożałować mam życia i piosenki,
gdy cały kraj woła: – Obywatelu, oddaj głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz