![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEispF59AgmIvyBpK-_s_tmJADwjXmKzkff_y2CUglnASggOdH7XIUW9t6raPUDQ83b2Vc3yP_sajqpGMVdzx2mfHaZJ_BUvbYAkArQwj8nCVrIkEyOregLJUIy_K-7eAYJdp_7dQJ_xf6s/s640/Ofelia.jpg)
Czy to nie piękniej być Ofelią
w zielonej strudze słodkich łez,
niż w biedny sklepik z galanterią
zamieniać to, co między nami jest?
Nie uczmy się
na szkolnych błędach,
niech na obłędach
płynie czas,
niech wielkie bale na okrętach
i sowie skrzydła łączą nas.
Ach, podnieś pan tę rękawiczkę,
choć ani myślę gubić jej,
niech będzie z nami to, co wyśnię,
i ani więcej, ani mniej.
Czy to nie dumniej, jak Ofelia,
z uśmiechem witać stary rok,
niż pić w żałobie po niedzielach,
wpinając róże w siwy lok?
Płyń, płyń, Ofelio, w wieńcu z małży,
ach, jak ci ślicznie dzisiaj z tym,
czy to nie lepsze od stu małżeństw —
nad byle kuchnią — byle dym...
Nie uczmy się
na szkolnych błędach,
niech na obłędach,
płynie czas,
pan — nie święty,
ja nie święta,
to właśnie może zbliżyć nas.
Ach, proszę, przyjmij,
weź ten płomyk,
To mnie nie boli, zresztą — cóż...
Ja wolę płonąć w Końskiej Woli,
Niżeli stygnąć — w Moulin Rouge.
Konstantin Makowski - Ofelia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz