Zośka - wariatka - Julian Tuwim

Julian Tuwim - Zośka-wariatka

Po przedmieściach Warszawy chodzi wynędzniała, w strzępach i łachmanach, żebraczka, wyśpiewując obłąkaną piosenkę o jakimś Felku. Tańczy przy tym - i tańcząc płacze. Oto jej historia:

W domu pranie.

Białe kłęby pary, zaduch, plusk
Od ciemnej, siódmej, zimowej godziny.
Z trudem roztapia w sobie zamroczony mózg
Guz twardy snu.
Zośka słyszy, jak syczą i człapią mydliny,
I sen od farbki staje się siny,
I pęka jak bańka mydlana...
Zośka, od zmęczenia pijana,
Podnosi z tapczanu głowę:
W domu pranie...
Mętne światło naftowe...
Ojciec je śniadanie...

- Gdzieś się, ścierwo, włóczyła?

Wstała, kieckę włożyła,
Pod kranem się umyła
I do miski, do łyżki.
- Żreć to umiesz!
Gdzieś się włóczyła, ścierwo?!

...Jeszcze dzwonią jej w uszach kieliszki,
Pachną owoce w winie...

- Ja bym ta z nią gadała!
W pysk łupnij!
...Paprze się matka w mydlinie.
Ciepło i parno w kuchni...


A na Zośce piersi jak brzoskwinie,
A pod piersią stuka i łomoce
Rozigranej gorącości chlust!
Łajdaczyła się dwa dni i dwie noce,
Wino pachnie z rozgryzionych ust.
Trochę łokieć jeszcze Zośkę boli,
Bo się hukła o komody kant,
Gdy ją rzucił na kanapę pluszową
Ta cholera, ten spocony frant!
Dymi kwasem kapusta,
A ją mierzi już, nie może znieść,
Że tak ojcu żarcie człapie w ustach,
Że tak matka brudną wodę chlusta,
Że tu z nimi spać musi i jeść.

- Mów, psia twoja!! nad uchem jej wrzasnął,
Wstał i porwał się, i prask ją w pysk,
Paska chwycił, paskiem jeszcze chlasnął,
Krzesło złapał, krzesłem Zośkę trzasnął,
Jak szpon utkwił w córce oczu błysk:
- Ja ci tu popiszczę i popłaczę,
Będziesz wiedzieć, jak po nocach pić!
Ja haruję, ty ścierwo sobacze,
A ty będziesz z chłopami się gzić?!
Matka będzie cudze brudy prała,
Będą jej paluchy puchnąć, tak?
Żeby córka z facetami latała
I foxtroty tańczyła na wznak?!

Kopnął krzesło i do miski wrócił.
A dziewczynę jakiś wstrząs podrzucił,
A dziewczynę coś za gardło ścisło,
Błyskawicą w ciemnych oczach błysło,
Coś zaczęło się we krwi rozgrzewać
I bulgotać, i kipieć jak war,
I rzuciło w gorączkę i żar,
I zaczęła ni to mówić, ni śpiewać:

- "A co? a co? możem miała z wami
Suche kluchy i czarny chleb gryźć?
Jak mnie inni karmią tłustościami,
To wolałam na zabawę iść,
Na zabawie tańczyć z fryzjerami!
Tam są wszystkie kawalery szyk,
W kolorowych kraciastych koszulach,
Każdy na mnie okiem tylko mig,
A król jeich Felek ze mną hulał!
Tłusty, pulchny, a pachnie jak róża,
A jak mówi - to oczy przymróża,
A jak tańczy - to słodko przytula
I ma wargi czerwone, ogniste,
A u niego forsy - Jezu Chryste!
Jak nie kochać fryzjerskiego króla?
A na czole ma zagięty lok,
A krawacik ma w groszki liliowe,
Komplimenty mi prawił co krok,
Niby jakiejś babilońskiej królowej.
Tańczył ze mną - o tak, o tak -
Patrzcie, starzy, jak mnie w siebie wgarniał!
Zaśpiewało mi serce jak ptak,
Zamroczyła mnie ta słodka męczarnia!
I już teraz będzie tylko śpiew,
Śpiew błagalny wszechmocnemu Bogu,
By dzieciątko wydał z moich trzew!
Córka wam się puściła, psiakrew,
Ale dziwką nie będzie na rogu!
I już teraz będzie tylko tan,
Straszny taniec Zośki obłąkanej
O tym, jak mnie po nocy pijanej
Huknął w pysk oblubieniec mój, pan,
Król fryzjerski, Felek ukochany!!"...

I zakrążył w parnej izbie strach,
I w wir porwał Zośkę-królową,
I tańczyła w śmiechu i we łzach
Z opętaną, rozwichrzoną głową.
I już stali sąsiedzi w drzwiach,
Z tchem zapartym, z odjętą mową,
A królowa-fryzjerowa szła,
Szła w zawrotnym tańcu dookoła,
Zachwycona śmieje się i łka,
Pachnącego swego gacha woła.

Z izby w sień, na podwórze i - w świat!
Już na zawsze, na wariackie tańce!...
- "Miłosierni państwo, dajcie grosz
Biednej Zośce, fryzjerskiej kochance..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz