Jan Kobuszewski
Ja idę na ryby
Jerzy Ofierski
Słoneczko już świeci i śpiewa skowronek
Rosówka z podglebia wystawia ogonek
A muszki bzykają, fruwają chrabąszcze
Człek budzi się rano w przedziwnej gorączce
Bo męczą go stresy i program w TV
Zmęczony organizm odpocząć by chciał
Więc idę na ryby, więc idę na ryby
Koleżka mnie wzywa, przyroda i staw
Ja idę na ryby, ja idę na ryby
Po prostu to lubię, lublju ja, I love
Natura nie wszystkim rozdaje urodę
Lecz człowiek chce kochać, a zwłaszcza te młode
Kochałem wiec Anię, ten polny kwiatuszek
Na wczasach mi zerwał ją facet z Koluszek
Ach cios to był straszny w miłości mej gmach
Co robić mam z życiem, gdy Anię ma gach
Ja idę na ryby, więc idę na ryby...
Mam żonę anioła, urocza jak wiosna
Ideał cnót wszystkich, lecz strasznie zazdrosna
Podgląda mnie, śledzi, zarzuca Bóg wi co
Bo ma intuicję, tą wiecie, kobicą
Gdy rankiem podchodzę na przykład do drzwi
Jest pewna, że zdradzać ją idę, gdy śpi
A ja – a ja idę na ryby, ja idę na ryby...
Dziś była w fabryce narada aktywu
Bo mamy wydatki ciut większe od wpływów
Więc trzeba coś zrobić, trza znaleźć sposoby
By podnieść wydajność, by braki nadrobić
Otwarto dyskusję, dyrektor dał znak
Więc wstałem, pobladłem i mówię im tak
No to chyba nie pójdę na ryby
Choć lubię, lublju ja, I love
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz