Okrętem płynę - Agnieszka Osiecka

Agnieszka Osiecka
Okrętem płynę


„Okrętem płynę, okrętem
biorę swe myśli przeklęto,
biorę swe sprawy przeklęte -
okrętem płynę, okrętem".

Tak dziś od rana śpiewam
i patrzę na bagaże.
Mój Boże! To cały sezam!
Jak ja się z tym pokażę!

... Moja matka jest z Poznania.
Nie wyrzuci żadnej rzeczy:
- To nadaje się do prania,
to się jeszcze ubezpieczy,
to jest dobre, to się przyda... -
- Wyrzucić! Fe! Ohyda! -

Mam widocznie to po matce,
że zabrałam na tę drogę
trzy słoje miodu w siatce,
podłogę i minogę,
a także:
składany kajak,
karty, kulę i koc,
pigułki i senny majak
na każdą deszczową noc.
ponadto:
Trzech smutnych narzeczonych
portrety paszportowe,
ich listy i canzony,
mój jasiek pod głowę,
„Żorżyka", tomik Norwida
i śrubkę, co może się przyda...

A na dnie:
Podania, wezwania,
mych wierszy cztery tony
i uśmiechy twoje i ukłony...
Stare smutki i grzechy -
i ukłony twoje i uśmiechy.

... A okręt od rana tonie.
Nieczynny nawet bar.
Wszyscy (że to już koniec)
śpiewają „tanga czar".

- Panika jak panika...
Widziało się to i owo.
Pan Bozia rzecz zamyka.
Pakujmy się, szefowo!
(Śmieszne słowo - „pakujmy".
Raczej trzeba raz - tego...
Każdy, bez żadnej ujmy,
wyrzuca co ma tam, ciężkiego)

Ocean w grudniu - to nie dla ludzi,
(Mój Boże, co dla nich JEST?...)
Dziś wszyscy jacyś bladzi, chudzi.
- Stypa, panowie, to nie chrzest!

Już wyrzucili graty, sprzęty,
teraz pakują się do łodzi.
Ja patrzę na to, panie święty,
pogoda jakoś mi nie szkodzi,
przy kapitanie stoję tuż
i ciskam w morze pęki róż
A także:

Podłogę i minogę,
te listy i canzony,
tych smutnych narzeczonych,
ten jasiek, i ten miód
i ten tomik Norwida
i tę śrubkę, co mogła się przydać.

Już wyrzucone wszystko prawie.
Kapitan patrzy na mnie mile
i o zielonej myśli trawie.
Życia nam jeszcze ze dwie mile...

Ach, sama już okrętem jestem!
Ach, w ustach czuję zapach słony!
A dzierżę Jeden bagaż Jeszcze —
to uśmiechy twoje i ukłony

Ach, jestem już okrętem sama.
ach, nie powrócę już pod strzechy,
i biorę z sobą -co za dramat,
ukłony twoje i uśmiechy.

„Przekrój” 51-52/1967

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz