Cyrk - Wojciech Młynarski


Piotr Fronczewski - Cyrk

Wojciech Młynarski

Do dyrektora cyrku w N. wszedł gość,
na twarzy miał rumieniec
i krzyknął: dyrektorku, wiem...
jak się ma zacząć przedstawienie!

Sztampowych parad dosyć już,
i innych oklepanych chwytów.
My, gdy orkiestry zabrzmi tusz,
puścimy w cyrku stu dżygitów.

Wszyscy w kostiumach z czarnych skór
będą drałowac po arenie
i każdy w dłoni dzierży wór.
Tak się zaczyna przedstawienie!

Tutaj dyrektor krzyknął - stop!...
mów pan, co dżygit ma w tym worku!
Jegomość odparł - otóż to!
W worku jest gówno, dyrektorku!

Czekajże pan, bo tchu mi brak,
dżygit to w worku ma? A jak!
I teraz tak: napięcie rośnie,
wtem gaśnie światło,
pada strzał i każdy dżygit w tej ciemności
rozrzuca to, co w swymworku miał.

A potem tętent się oddala i, dyrektorku ukochany,
światło znienacka się zapala i cały cyrk jest obesrany!
Czarna arena i orkiestra i napis: "Wiwat ZPR"
czarne tygrysy, foki, krzesła, wszystko na czarno,
wszystko w merde!

I wtedy ja na dany znak
prężąc i śmiejąc się szampańsko
wchodzę ubrany w biały frak
i mówię: dobry wieczór Państwu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz