Edward Dziewoński - Ostatni zdun
Jeremi Przybora
Krtań ściska coś i dławi,
gdy myśl zaczyna biec
ku chwili, gdy postawi
zdun swój ostatni piec.
Z ostatnim czeladnikiem
wychlapie litr pod chuch
i z pieśnią pod szalikiem
odejdą w dal we dwóch…
Odejdą w dal,
odejdą w dal,
odejdą w dal
we dwóch!...
A przy ostatnim piecu
wsłuchanej w ognia trzask
babuni łzy polecą
ze wspomnieniami wraz.
I wnuczek, zasłuchany
w jej wspomnień tkliwą grę,
ostatni raz drzwiczkami
w tyłeczek sparzy się.
W tyłeczek spa…
W tyłeczek spa…
W tyłeczek sparzy się!...
W płonących drew pochodnie,
gdy załka wiatr valse triste,
od niego ktoś lub od niej
ostatni wrzuci list.
A potem można będzie
już listy tylko drzeć,
gdy zniknie piec-narzędzie,
co śle im piękną śmierć.
Co śle im pięk…
Co śle im pięk…
Co śle im piękną śmierć!
Hej, raz ostatni jeszcze,
wieprzową gryząc kość,
„Przy piecach to – powietrze!”,
pochwali grzeczny gość.
A kiedy licho wsadzi
łeb w komin, psując cug,
ostatni się zaczadzi
kaloryferów wróg…
Kaloryfe…
Kaloryfe…
Kaloryferów wróg....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz