O Magdaleno - Tadeusz Nowak

Marek Grechuta
O Magdaleno

Tadeusz Nowak

O, Magdaleno. Między obłokami,
w trawie wysokiej i gęstej jak sen,
pasą się źrebce twej ludzkiej ochoty.
Ale nic jeszcze nie jest powiedziane
przeciwko tobie i przeciwko Panu.

W północnym kraju, gdzie przez całą zimę,
aby nas rozgrzać, między bierwionami
nad iskrą chłopski przytupuje piec,
jedynie źrebce wierzgając, pod strzechą
w czarnej zieleni zimowego nieba
krwi swej weselny wybijają nów.

A już na niebie dereniowe koła
Wielkiego Wozu cyklinuje mróz.
Sypie się trocin niebieska zadymka
obłokiem, borem, po wiśniowy sad.

W sadzie pod zaspą odchuchuje kącik
dla swoich bliźniąt i dla zwierząt swoich,
ludzie szerokie ballady na krosnach
przędą z równiny zimowego motka.

Sen prze, polarną czując w sobie krew,
z rozmysłem płodzą ludzie i zwierzęta
potomków swoich o ciele szerokim
jak chlebowy piec.

O, Magdaleno między obłokami,
W trawie wysokiej i gęstej jak sen,
Idą mężowie  z iglastej zadymki.
A myśmy płakali, a myśmy się martwili. 
Od domu, od domu do domu,
Po kropelce, po kropelce wina,
Do dzbanów, do dzbanów nosili.
Na twoje, na twoje wesele.

Już w nich polarna  krew się porusza
i rozwiązuje się dla twoich synów,
w twych ciasnych źródłach kołysane mleko.
Lecz nim w kołyskę zamieni się jesion,
obmyje stopy ich słowiańskim synom,
którzy polegli, z rozchylonej sosny
pijąc szeroko rozlewaną żółć.

Wyścielony od wnętrza kłosami jęczmienia,
nasłuchuję szelestu lata gryczanego.
I w to promieniste mego wnętrza brodło
winne jabłka spod sadów
koziorożce zsypują.


A wokoło, jak sięga moja okolica,
jest zapach w rękach łamanego chleba
i zapach naczyń limfatycznych,
wydzieranych przez kozy zębami
z białej szyi porannego drzewa.

Obrazy: Catrin Welz-Stein

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz